Dziękuję za motywujące komentarze. Zawsze się wzruszam, gdy dziękujecie mi za to, że pisałam opowiadanie. To naprawdę nic takiego. Robiłam to, bo kochałam to robić. I nadal kocham!
Nie udało mi się naskrobać wiele, bo tylko taki mały bonusik i pół przyszłego rozdziału, który chciałabym opublikować jakoś za tydzień, jeżeli mój promotor mnie wcześniej nie dopadnie i nie zje. Wybaczcie, że bonus spóźniony, ale mam nadzieje, że miło się będzie go czytało.
Pozdrawiam,
Wasza Astal
Co
tu dużo mówić, James wcale nie czekał na Wielkanoc. Siedział zamknięty w domu
jak w klatce i nie mógł nawet wyjść do ogrodu, żeby Lily nie podniosła jazgotu.
Do tego były to pierwsze święta od śmierci ojca. Jego żona bardzo się starała
podnieść do na duchu, przyozdabiając cały dom w zajączki i kaczuszki, które mimo
że były rozkosznie słodkie, to jednak nie rekompensowały niczego. To po prostu
nie było to. Nie te święta, nie ten dom, nie te potrawy. Nie ważne do robiłaby
Lily, nie znała zwyczajów panujących w domu Potterów i nie umiała odtworzyć tej
atmosfery, za którą tęsknił James.
Z
resztą, Lily była w piątym miesiącu ciąży i nie mogła się przemęczać. Oprócz
tego, że była w błogosławionym stanie, była też w stanie wiecznej złości.
Bywały dni, kiedy złościło ją absolutnie wszystko i Jim musiał chodzić po domu
na palcach, aby nie usłyszała go i nie zrobiła mu awantury o pierwszą, lepszą
rzecz.
Wielkanoc
była już jutro, a James wcale nie czuł się świątecznie ani trochę. Siedział na
kanapie w salonie na dole i gapił się w okno. Słońce niedługo miało zajść i
szykowała się kolejna trudna noc z Lily. Odkąd była większa, Jim czuł, że powoli
brakuje dla niego miejsca w jego własnym łóżku, które na w łasnych plechach
wtargał na piętro.
-
Co
robisz? – z zamyślenia wyrwał Jamesa głos Lily. Stała na podeście schodów i
patrzyła na niego uważnie.
-
Nic
– burknął. – Od dawna nic nie robię.
Lily
zeszła kilka schodów i już chciała coś powiedzieć, gdy nagle rozległ się
dzwonek do drzwi. Jim spojrzał na nią, ale ona tylko wykonała ruch ponaglający
głową w stronę przedpokoju. Zerwał się i dopadł do drzwi. Na wycieraczce stały
dwie osoby i szczerzyły się do niego, upiornie zniekształcone przez wizjer.
-
No
otwieraj, pawianie! – zawołał Syriusz, waląc pięścią w drzwi.
-
Wielkanocny
zajączek przyszedł! – zaświergotał, stojący obok Remus.
James
otworzył drzwi i wciągnął do środka obu przyjaciół. Zgniótł ich w niedźwiedzim
uścisku.
-
Pachniecie
tak wspaniale – powiedział, wdychając zapach piwa.
-
Puszczaj,
zboczeńcu.
-
Lily!
–zawołał uradowany Remus, wyplątując się z ramion Rogacza. – Tak dawno się nie
widzieliśmy.
-
Właśnie
– zachichotał Syriusz, taksując ją wzrokiem. – Trochę ci się przytyło, co?
-
Jestem
w ciąży, półmózgu – powiedziała chłodno Lily, zaplatając ręce na pękatym
brzuchu. \
-
Jesteś
pewna, że w ciąży? – zapytał Syriusz, udając zaniepokojenie. – Wygląda jakbyś
połknęła arbuza w całości.
-
Idę
na górę – oświadczyła Lily, odwracając się na pięcie i ruszając w górę schodów.
– Macie być cicho, bo was podpalę.
-
To
straszne, że takie fajne rzeczy, prowadzą do ciąży – oświadczył filozoficznie
Syriusz, zanim Lily zniknęła z pola widzenia. Udała jednak, że tego nie
słyszała.
Trzej
przyjaciele udali się do kuchni i zasiedli za stołem.
-
Co
będziemy robić? – zaciekawił się James, bo tamci dwaj mięli bardzo tajemnicze
miny.
Remus,
uśmiechając się szeroko postawił na stole wiklinowy kosz. Jim wlepił w niego
oczy, a potem spojrzał z wyrzutem na przyjaciół.
-
No
bez jaj – powiedział.
-
No
właśnie, że z jajami! – zawołał uradowany Syriusz, sięgając i wyjmując z
koszyka foremne, białe kurze jajko. – Będziemy je malować, jak nakazuje
tradycja.
-
Kto
na to wpadł?
-
Remus,
bo ja jestem za bardzo pijany.
-
Nienawidzę
was.
Pomimo
pierwszych oporów, zabawa podczas malowania jajek okazała się całkiem udana.
Siedząca w sypialni Lily odetchnęła z ulgą, słysząc ich zadowolone głosy i
wybuchy śmiechu. Już miała serdecznie dość Jamesa, który jak cień snuł się po
domu i patrzył na nią w wyrzutem. Nie mogła poradzić nic na to, co działo się z
nimi. Czuła się bezsilna i zła, ale doskonale zdawała sobie sprawę, że nie może
pozwolić Jamesowi na jakiekolwiek opuszczanie domu. Wiedziała, że to spowoduje,
że będzie ją traktował jak strażnika więziennego, ale nie dbała o to. Wolała,
aby był obrażony, niż martwy. W końcu jednak skończyła jej się cierpliwość i zaczęła
na niego krzyczeć. Nie pojmował tego, że ona robiła to dla jego dobra, a nie na
złość. Widział tylko tyle, że ona przerymuje go w domu, a nie dba o jego
bezpieczeństwo.
Tak
więc została zmuszona do wezwania posiłków. Oczywiście wymusiła na obu
przyjaciołach przysięgę, że nie będą wprowadzać Jamesa w szczegóły akcji
Zakonu. Remus, kochany i dobry Remus, zaproponował coś głupiego, aby odciągnąć
uwagę Jamesa od negatywnych myśli.
Tak
właśnie doszło do malowania jajek tuż przed Wielkanocą.
Trzej
dorośli mężczyźni mieli kupę frajdy podczas tego zajęcia. Gdy Lily w końcu
zdecydowała się do nich dołączyć, okazało się, że pomalowali prawie cały kosz
jajek. Zdecydowali się na manualne malowanie, a że nigdy nie byli w pracach
plastycznych dobrzy, to byli dosłownie cali ubabrani farbkami. Mieli plamy na
ubraniach, rękach, twarzach spodniach a nawet na włosach. Jednak nie to było
ważne, a fakt, że śmiali się od ucha do ucha.
-
Jak
wam idzie? – zapytała pochylając się i zaglądając mężowi przez ramię. – Matko kochana
co to jest?!
-
To?
To Dumbledore. Niepodobny?
-
Nawet
trochę.
-
Patrz
Lil, ja zrobiłem sowę.
-
Jeżeli
uważasz, że to sowa…
-
Remus
robi jajka w kwiatki. Prawda, że to wsiowe?
Lily
spojrzała na pisanki leżące w koszyku. Nie trudno dało się domyślić, że te
najmniej koślawe wyszły spod ręki Remusa. Ich kolory były ładne i nie tak
pstrokate, jak te które dobierali Jim i Syriusz. Oprócz nich były też takie,
które miały przedstawiać różne znane autorom osoby, ale projekt pisanki
przekraczał jednak zdolności. Lily mogła się tylko domyślać co one
przedstawiają.
W
końcu Syriusz spojrzał na nią, jakby coś mu nagle przyszło do głowy.
-
Lil,
wiesz co?
-
Hmm?
-
Ta
ciąża ma jednak swoje dobre strony, wiesz? – ucieszył się, przerywając malowanie
i analizując jej postać dokładnie. – Cycki ci urosły. A już się bałem, że zawsze
będziesz wyglądać jak jedenastoletni chłopiec.
Reszta
towarzystwa zamarła, nie wiedząc, co bezpieczniejsze jest zrobić – czy się
roześmiać, czy zacząć modlić o duszę przyjaciela. Lily niewiele myśląc, złapała
jedno z jajek i rozwaliła je na głowie Blacka. Jakież było jej zdziwienie, gdy
zamiast uderzyć go, jajko rozpłynęło się po jego głowie.
-
Nie
ugotowaliście ich na twardo?
-
A
trzeba? – zapytali chórem, autentycznie zdziwieni.
Lily
przejechała dłońmi po twarzy.
-
Oczywiście,
że trzeba, kretyni!
Rewelacja
ta jakoś nie poruszyła Huncwotów. Owszem, przyjęli ją do wiadomości, ale
uznali, że to za dużo zachodu, jak dla kilku kurzych jajek. W milczeniu
postanowili zignorować, to co mówiła Lily.
-
Skarbie
jesteś dla nas za wymagająca – fuknął James, zabierając się do malowania
kolejnego jajka. Tym razem było ono w kolorach Gryffindoru.
-
Jesteście
beznadziejni – westchnęła Lily, po czym zasiadła za stołem i wzięła ostatnie
czyste jajko oraz pędzel.
-
Ej
a ja to co?! – zawołał oburzony Syriusz, który stał przy zlewie i próbował
wyczyścić włosy z żółtka. – Żądam satysfakcji!
-
Hej,
na mnie nie patrz. Ja jestem w ciąży – spokojnie odparła Lily, nie przerywając malowania.
– Mi wszystko wolno.