Także tego... no dobra publikuję, tyle, że nie jestem pewna tego. Wiem, że jest słabe i jakoś takie mało intensywne, jak na opowiadanie erotyczne, ale ja chyba nie umiem inaczej pisać. Ok teraz jakby geneza - jakiś czas temu śmiałyśmy się z przyjaciółką z opowiadań erotycznych w necie pisanych przez dziewczynki, które są zdecydowanie za młode, aby coś wiedzieć na ten temat. I potem mi się przypomniało, że ja w wieku chyba lat 15 też popełniłam coś takiego strasznego, jak erotyk o Lily i Jamesie. I to było słabe, to koszmarnie słabe, że skasowałam (i gdybym mogła, to bym skasowała jeszcze raz). Postanowiłam, żeby być fair wobec internetu, napisać coś nowego. To jest koszmarnie trudne, jak się kilka takich słów, których po prostu nie umie się napisać - jakaś blokada czy coś. Starałam się z miesiąc to pisać. Wyszło? Hm... Jest koszmarnie waniliowe i chyba dodałam za dużo cukru. Oceńcie sami, ale nie zjedźcie mnie jakoś tak bardzo, ok? Bo będę płakać w kącie :P
Miłego czytania,
Wasza Astal - zła, że dziś musi iść do pracy przez czyjąś niekompetencję.
Hermiona
jeszcze do tej pory niczego takiego nie czuła.
Było
wczesne lato, a ona niedawno zdała wszystkie egzaminy i ukończyła Hogwart.
Wróciła do domu na trochę, a potem odwiedziła wszystkich w Norze. Jako, że
pogoda była cudowna, a słońce grzało przyjemnie, Hermiona nie zawahała się, aby
założyć na siebie już letnią sukienkę na ramiączkach. Dopiero na miejscu źle
się poczuła w niej. Cały czas jej się wydawało, że jest zupełnie goła. Bez
przerwy poprawiała ramiączka i sprawdzała czy sukienka nie odsłania za dużo jej
nóg czy dekoltu. Nie mogła się pozbyć wrażenia, że wszyscy się na nią patrzą. Gdy
w domu przeglądała się w lustrze, myślała tylko o tym, że spodoba się Ronowi,
ale teraz była trochę zawiedziona, bo on nic nie zauważył.
Ona
i Harry siedzieli właśnie na podwórku za domem i patrzyli na Rona, który rąbał
drewno. Oczywiście, że mógł to robić różdżką, ale chyba chcąc trochę podbudować
swoje ego i wolał popisać się swoją siłą przez Hermioną.
-
Harry! – rozległ się głos Ginny od
strony domu.
Chłopak
poderwał się od razu i pobiegł do niej, uśmiechając się szeroko, niczym dziecko
widzące ukochaną zabawkę. Zapali się za ręce i ruszyli w stronę łąki za domem.
-
Gdzie oni idą? – zainteresowała
się Hermiona, a Ron przerwał rąbanie i podążył za jej spojrzeniem.
-
Codziennie łażą na jakieś spacery
do lasu…- wyjaśnił, ściągając koszulkę i ocierając nią twarz.
I
wtedy to się stało. Nagle poczuła się tak, jakby dopiero teraz zobaczyła
swojego chłopaka. Coś ścisnęło ją w brzuchu, a serce zaczęło szybciej bić jej w
piersi.
Przez
ostatni rok miała mało czasu dla Rona. Spotykali się tylko na święta a poza tym
pisali do siebie masę listów. Jednak jakoś do tego czasu był dla niej bardziej
uczuciem, którym go darzyła oraz słowami na papierze, niż bytem fizycznym.
Teraz, gdy tak stał przed nią w samych spodniach, był o wiele bardziej fizyczny
niż ktokolwiek inny na świecie. Zrobiło
się jej aż gorąco na twarzy i to wcale nie miało nic wspólnego z letnim upałem.
Naciągnęła głębiej na głowę kapelusz, zasłaniając się szerokim rondem. Ron
zorientował się, że Hermiona dziwnie się zachowuje. Rzucił siekierę na ziemię i
podszedł do dziewczyny.
-
Hej… Herm, co ci jest? – zapytał,
kucając i próbując podnieść jej głowę. – Za długo siedziałaś na słońcu?
-
Um… - wydusiła z siebie,
wpatrując się w piegowaty tors Rona. Drobny brązowy maczek pokrywał gęsto jego
jasną skórę. Czuła ładny zapach jego wody po goleniu. - Może…
-
Mi też jest gorąco. Chodź
polejemy się wodą z węża!
Zanim
zdążyła zaprotestować, złapał ją za rękę i powlókł do kranu. Chlusnął na siebie
wodą, a potem skierował dyszę w stronę Hermiony. Z piskiem uciekła w bok. Ron
ryknął śmiechem i zaczął ją gonić. Nie była dla niego żadnym wyzwaniem – nie
dość, że miał dłuższe od niej nogi, to ona jeszcze miała na stopach sandałki na
koturnie, które utrudniały bieganie. W końcu dopadł jej i bezlitośnie zmoczył.
-
Ron! – krzyknęła pani Weasley,
wychylając się przez okno. – Jak tak możesz?! Zostaw tą biedną dziewczynę.
Ron
przygarnął do siebie Hermionę, cały czas trzęsąc się ze śmiechu. Niechcący zgniótł
jej nos o swoje ramię. Wysztywniła się cała, czując ciężki zapach jego perfum.
Jego skóra była ciepła od słońca i błyszcząca od wody.
-
Chodźcie na kolację – westchnęła
pani Weasley, a Hermiona odskoczyła jak oparzona od Rona i posłusznie podążyła
do domu. Bardzo chciała, żeby nikt nie zauważył jej czerwonych policzków.
Ron
mieszkał w Londynie, wynajmował tam nieduże mieszkanko w starej kamienicy. Było
to przestronne poddasze z oszklonym dachem. Zrobił tam trochę graciarnię i
gdyby nie Hermiona i jego matka zarósłby bałaganem. Był bardzo dumny z tego, że
sam mógł się utrzymywać z pensji aurora. Gdy tylko dostał wolny weekend,
zaprosił do siebie swoją dziewczynę. Po obiedzie i ponad połowie butelki wina,
jak zwykle wylądowali na kanapie w pozycji półleżącej.
-
Już późno – wymruczała Hermiona,
opierając policzek na piersi Rona i patrząc przez okno w suficie na księżyc.
-
Napij się jeszcze wina.
-
Chcesz mnie upić? – zapytała z
wyrzutem.
-
Nie zaprzeczam.
Odstawiła
pusty kieliszek na podłogę.
-
Jesteś niemożliwy.
Ron
podniósł się na jednym łokciu i przyciągnął ją do siebie. W pewnej chwili Hermiona
zorientowała się, że ręce Rona poczynają sobie o wiele bardziej odważnie niż
zazwyczaj. Nie przestając jej całować, próbował rozsunąć zamek jej sukienki. Zamarła
w napięciu.
-
Herm – szepnął nagle Ron, gdy już
udało mu się pokonać suwak i odsłonił plecy dziewczyny. – Zostaniesz dziś u
mnie na noc?
Wytrzeszczyła
na niego oczy, a potem siadła gwałtownie.
-
Nie to zły pomysł – wydusiła,
próbując znaleźć się poza zasięgiem jego rąk.
Ron
podniósł się na łokciach, kompletnie zaskoczony aż tak gwałtowną jej reakcją.
-
Dlaczego?
-
Ja… ja nie powiedziałam rodzicom…
-
Ale to mój pierwszy cały wolny
weekend od paru miesięcy. Nie chcę się z tobą dziś rozstawać.
-
Naprawdę myślisz, że to taki
dobry plan? M-może jednak pójdę? Wyśpisz się i w ogóle…
Ron
przyjrzał się jej uważnie, marszcząc brwi. Od tego spojrzenia poczuła się
bardzo źle. Podjęła bezowocną próbę zapięcia sukienki zsuwającej się jej z
ramion. Zaczynała czuć lekkie mrowienie narastającej paniki – palce zaczęły jej
się trząść i zrobiły się nagle niezgrabne.
-
Hermiono… - powiedział nagle
śmiertelnie poważnym tonem Ron, złapawszy ją za nadgarstki - czy ty właśnie
pomyślałaś „powinnam była wcześniej coś o tym poczytać”?
Dziewczyna
zamarła, wpatrując się z niedowierzaniem w Rona. Nie mogła uwierzyć, że odgadł
jej myśli. Gorąco uderzyło na jej policzki, poczuła się strasznie głupio i
chciała jak najszybciej uciec od niego. Doskonale wiedziała, że musiałabyś
czerwona niczym burak. Poderwała się szybko i zrobiła krok w tył, ale on złapał
ją za rękę i ponownie usadził na kanapie. Przygwoździł ją kolanem i opadł się
dłońmi po bokach jej głowy.
-
Hermiono – powiedział z czułością,
całując czubek jej nosa. – Jak możesz być tak strasznie mądra, a zarazem taka
głupia?
-
Ja… ja… nie umiem… - wyjąkała,
patrząc w bok i przygryzła wargę z frustracją.
-
A ja jestem ekspertem, co? –
zaśmiał się Ron, kręcąc głową z niedowierzaniem. – Zapewniam cię, że robiłem to
miliony razy, ale tylko w moje głowie i zawsze z tobą.
Korzystając,
że jej kompletnie odebrało mowę po usłyszeniu tego oświadczenia, Ron zsunął
sukienkę dziewczyny aż do jej bioder. Pocałował ją najpierw w czoło, porem w
nos, a na końcu w szyję. Hermiona westchnęła, przymykając oczy. Czuła na skórze
jego dłonie zadziwiająco delikatne i przyjemne, zważywszy na to, jak duże były.
-
Zamknij oczy – szepnął jej do
ucha, łaskocząc skórę swoim ciepłym oddechem.
-
Ale… - próbując odepchnąć jego
głowę.
-
Żadnych „ale”… - wymruczał Ron,
całując jej palce, po kolei każdą opuszkę.- Zamknij oczy i rozluźnij się.
Hermiona
wykonała posłusznie polecenie. Logicznie rzecz biorąc nie miała się tak na
prawdę czego bać. Ufała Ronowi, wiedziała, że on nigdy naumyślnie nie mógłby jej
zrobić krzywdy. Pierwszy raz w życiu, postanowiła, że niczego nie będzie
analizować, postara się nie myśleć za dużo i zdać się zupełnie na to, czego
życzyło sobie jej ciało. A ono życzyło sobie o wiele więcej niż zwykle.
Mimo,
że dziewczyna bała się z początku, to teraz strach zastąpiło zupełnie coś
innego – ciekawość. Chciała wiedzieć, czuła, że powinna zrozumieć wszystkie
swoje pragnienia. Nie znała jeszcze swojego ciała od tej strony i teraz poczuła
się w obowiązku do siebie samej, aby to jak najszybciej zmienić. No a kto inny
był lepszy do tego celu, jak nie jej ukochany?
Cała
jej skóra wydawała być się gorąca w miejscach, gdzie jej dotknęły dłonie Rona. W
chwili, gdy dziewczyna godziła się ze swoją cielesnością, Ron zdążył już uporać
się zupełnie z jej sukienką – leżała
teraz za kanapą na podłodze – i powoli wsunął rękę pod plecy Hermiony, aby dostać
się do zapięcia od stanika. Gdy już pozbył się jej bielizny, zamarł na chwilę,
nie mogąc odwrócić od dziewczyny oczu. Minę miał taką, jak wtedy, gdy patrzył
na prezenty w Boże Narodzenie.
-
Jesteś taka piękna… - wyszeptał,
uśmiechając się błogo. Dziewczyna odruchowo chciała się zakryć, ale on
powstrzymał ją jednym, zdecydowanym ruchem.
-
Nie gap się tak – fuknęła,
odwracając głowę.
Hermiona
jeszcze tego nie wiedziała, ale on już zawsze miał mieć taki głupio szczęśliwy
wyraz twarzy, kiedy widział jej piersi. A ona, do końca życia rugała go za to,
ale tak naprawdę, ten jego bezgraniczny zachwyt bardzo ją cieszył.
Ron
sięgnął do tylniej kieszeni spodni i wyciągnął z niego wygaszacz, który zawsze
przezornie nosił ze sobą. Pstryknął nim i półmrok zapadł w pokoju. Jedynym
źródłem światła był księżyc, którego blask, wpadał przez przeszklony dach. W
ciemności, jak słusznie pomyślał Ron, Hermiona wyraźnie się rozluźniła.
Zarzuciła mu ręce na szyję i przyciągnąwszy do siebie pocałowała o wiele
bardziej odważniej niż kiedykolwiek.
-
Nie chce być sama bez ubrania –
szepnęła mu do ucha, pocałowawszy jego płatek. – To nie fair.
Ron
poczuł, że rozpina jego koszulę, guzik po guziku. Zastygł w bezruchu, czekając
na jej kolejny ruch. Uważnie ją obserwował, bojąc się poruszyć nawet o
milimetr, żeby jej nie spłoszyć. Bardzo chciał wyglądać na pewnego siebie przed
Hermioną, ale tak naprawdę nigdy nie był tak zdenerwowany w całym swoim życiu. Serce
tłukło mu się w piersi a krew pulsowała w skroniach tak, że słyszał cichy szmer
w uszach. Jej palce muskały pierś chłopaka, ześlizgując się wzdłuż krzywizn jego
ciała i przyprawiając go gęsią skórkę. Z początku jej dłonie były zimne i
drżały ze zdenerwowania, ale z chwili, na chwilę była, co raz śmielsza.
-
Nie patrz tak na mnie – szepnęła
Hermiona, schylając się tak, aby włosy zakryły jej twarz.
-
Nie mogę przestać…
Hermiona
podniosła się na łokciach, aby być bliżej Rona i w tej samej chwili on poczuł,
że jej dłonie mocują się z klamrą jego paska. Poruszył się powoli, chcąc
poprawić swoje ułożenie, bo lewa noga zaczynała mu już drętwieć, i zorientował
się, że kanapa być może nie jest najlepszym miejscem do tego, co właśnie
robili.
-
Herm? – powiedział cicho, gdy na
chwilę przestała go całować.
-
Mmm?
-
Masz ochotę przenieść się do
sypialni? – wyszeptał wprost w jej półprzymknięte usta.
Skinęła
powoli głową, podnosząc się. Ron wstał i niewiele myśląc, bez żadnego wysiłku,
porwał ją w ramiona niczym księżniczkę. Dziewczyna zapiszczała z uciechy,
obejmując go rękami za szyję. Ruszył, mając nadzieję, że na nic po ciemku nie
wpadnie.
-
Uważaj! Kieliszki! – zawołała
Hermiona, ale było już za późno. Z dołu dobiegł ich uszu odgłos tłuczonego
szkła. Ron parsknął śmiechem.
-
I tak ich nie lubiłem.
Mieszkanie
nie było duże, więc zaledwie po kilku krokach długich nóg Rona znaleźli się w
sypialni, gdzie Hermiona została uroczyście złożona na łóżku.
Sięgnęła
po kołdrę, aby zakryć się trochę, ale on potrząsnął głową. Zerknęła na niego i
zdała sobie sprawę, że właśnie oto teraz widzi go zupełnie bez ubrania. Z
początku chciała skromnie odwrócić wzrok, ale sama siebie skarciła w myślach.
Ron przecież nie miał zupełnie oporów, aby się na nią gapić.
- Wydaje
mi się, że gdybym musiał czekać na to jeszcze, chociaż godzinę, to bym pewnie
eksplodował – wyznał Ron, ze szczerością, za którą go tak bardzo kochała. Pochylił
się nad nią, opierając swój ciężar na dłoniach po obu stronach jej głowy.
- Zero
presji, co nie? – zachichotała Hermiona gładząc go po piersi. Pod ciepłą skórą
czuła, jak mocno i szybko bije jego serce.
- Zero
- odparł,
muskając opuszką palca szczyt jej prawej piersi. Hermiona zmrużyła jedno oko i
uśmiechnęła się rozmarzona.
Pozwoliła,
aby za jego rękami podążyły usta. Z początku te wszystkie sensacje, których
doznawała, jej analityczny umysł starał się jakoś sklasyfikować, rozpoznawać
czy rozważyć, ale w chwili, gdy Ron dotarł w swojej wędrówce w okolice poniżej
jej pępka, wszystko, działo się w głowie Hermiony, trafił szlag. Jęknęła cichutko
i przytuliła oburącz poduszkę do piersi. Usta jej drżały i czuła gorąco na
policzkach. Nie mogła opanować oddechu. Sięgnęła ręką i natrafiła palcami na
miękkie włosy Rona. Chłopak czuł wyraźnie przechodzące po jej ciele ciarki.
Podniósł głowę i otarł pięścią usta. Dziewczyna patrzyła na niego z napięciem w
błyszczących oczach.
-
Herm
– wyszeptał obniżonym głosem Ron, pochylając się ponownie nad nią. – Czy mogę…?
Nie
odpowiedziała, przygryzając z napięciem dolną wargę, przyciągnęła go do siebie,
wypychając lekko biodra w górę i odwracając z zawstydzeniem wzrok.
Zrozumiawszy, o co chodzi, skinął powoli głową, a potem pocałował delikatnie,
jakby chcąc dodać jej odwagi. Krew szumiała mu w uszach, a serce waliło mocno,
sprawiając, że oddychał ciężko, przez usta. Wszedł w nią bardzo powoli,
starając się być delikatnym. Hermiona syknęła, a jej przez jej twarz przebiegł
grymas bólu. Chłopak zawahał się, lekko wystraszony. Oddech dziewczyny stał się
szybszy, nierówny.
-
Przepraszam- szepnął szybko, zamierając w
miejscu.- Jeżeli to za bardzo boli…
-
Wszystko dobrze - przerwała mu, nie otwierając
oczu. Starała się być dzielną, ale on widział, jak bardzo spięta i
przestraszona jest. – W-wszystko…
-
Rozluźnij się... Oddychaj powoli – powiedział,
całując ją w czoło. Przylgnęła do niego jeszcze mocniej, oplatając go w pasie
nogami.
Kiwnęła
głową, a on uznając to za pozwolenie, pchnął biodrami mocniej. Opór ustąpił,
Hermiona westchnęła krótko.
W
chwili, gdy Ron zaczął się poruszać, wszystko dookoła przestało się dla niej
liczyć. Najważniejsze było to, że był on i był bardzo, bardzo blisko. Czuła
jego ciężar na sobie i ciepło jego skóry. Odczuwała coś, co porównywalne było
tylko z potwornym bólem, który jej mózg odbierał, jako obezwładniającą rozkosz.
Nogi zaczęły jej się bezwiednie trząść, gdy on przyśpieszył. Chciała prosić,
aby przestał a jednocześnie, błagać o więcej i mocniej. Taka przyjemność była
prawie nie do zniesienia.
- Ojej, Ron… -
westchnęła zduszonym głosem. – Kręci mi się w głowie. Ja zaraz…
Urwała, bo głos
odmówił jej posłuszeństwa. Zamiast słów z jej gardła wydobył się głośny,
przeciągły jęk. Jej ciałem wstrząsnął spazm. Najpierw jeden, potem drugi. W
głowie jej się kołowało i czuła, jakby cała się miała zaraz roztopić z gorąca.
Podwinęła palce u stóp i bezwiednie wbiła Ronowi paznokcie
w ramię. On nawet tego nie poczuł. Widziała cały czas jego twarz. Nie chciała
żeby umknął jej nawet najmniejszy szczegół. Zamknął oczy i odchylił głowę, na
chwilę wstrzymując oddech. Czuła, jak zatrząsł się na całym ciele.
Chwilę
potem jego ciało rozluźniło się, a on potrząsnął głową i ramionami, jakby
przeszedł mu po kręgosłupie dreszcz. Pochylił głowę, tak nisko, że prawie
zatopił całą twarz we włosach Hermiony. Wykonał taki ruch, jakby od razu chciał
się podnieść, ale Hermiona złapała go za szyję i przytrzymała. Spojrzał na nią
zaskoczony, a ona pocałowała go.
- Nie… jeszcze
nie, proszę – szepnęła wprost w jego usta.
- Zgniotę cię…
- Zostańmy tak
chwilę.
Zostali jeszcze
w bezruchu przez moment, a potem ułożyli się obok siebie, aby widzieć swoje
twarze. Ron bawił się jej włosami, wplątując w nie palce. Hermiona powoli
odpływała w ciepłą ciemność snu. Wieczór był gorący, a ich ciała jeszcze
rozgrzane. Czuła się tak błogo i bezpiecznie, że nie miała ochoty ruszyć się
nawet o milimetr. Słyszała miarowy oddech Rona, który uspokajał się powoli.
Zanim usnęła,
zdążyła pomyśleć, że to nie był zły pomysł.
Obudziła
się rozgrzana i wyspana. Wskazówki stojącego na szafce nocnej zegarka
wskazywały dziesiątą rano. Dziewczyna usiadła gwałtownie, przerażona, że już
jest spóźniona do pracy. Dopiero po chwili zorientowała się, że jest sobota.
Rozejrzała się dookoła, lekko oszołomiona. Wielka, niczym namiot cyrkowy,
kołdra Rona zsunęła się z niej. Była sama w pokoju. Drzwi naprzeciwko były
uchylone i dochodziły zza nich pobrzękiwanie naczyń w kuchni. Hermiona
wygrzebała się z pościeli i naciągnąwszy na siebie górę od piżamy Rona, która
była tak gigantyczna, że z powodzeniem mogła jej służyć za sukienkę, ruszyła w
stronę źródła dźwięków.
Ron
stał przy kuchence i smażył jajka. Miał na sobie tylko spodnie. Zatrzymała się
na chwilę w progu i chwilę patrzyła na niego z przyjemnością. Jego jasna skóra
w przedpołudniowym słońcu wydała się jeszcze bledsza. Całe jego plecy, ramiona
i kark usiane były drobnym maczkiem piegów. Na jednym ramieniu były gęściejsze,
za to nie było ich prawie w okolicach lewej łopatki. Najsłodsze były te na karku,
ginące pod włosami. Dziewczyna poczuła nagłą ochotę, aby ich dotknąć.
-
Dzień doby – przywitał ją,
zerkając przez ramię. Hermiona chciała się zakraść po cichu do niego, usłyszał
jej kroki na skrzypiących deskach podłogi. – Głodna?
-
Bardzo.
-
Miałem nadzieję, że przyjdziesz
na śniadanie goła – wyznał, a w jego głosie było słychać lekkie rozczarowanie.
– Specjalnie schowałem twoje ciuchy.
Hermiona
parsknęła i pocałowała go w ramię, wyżej nie sięgała. Nagle zorientowała się,
że na jego skórze oprócz piegów, widać nieduże, ale intensywnie czerwone
zadrapania. Biegły od przedramion, aż do łokci.
-
Co to jest? – zapytała,
analizując z bliska to zjawisko. – Czy podrapało cię jakieś zwierzę?
-
Tak – uśmiechnął się Ron
nakładając jajka na talerze. – Owszem, wyjątkowo dzikie, chociaż małe. A teraz
ja nakarmię je jajecznicą.
Dziewczyna
zrozumiała, że to ona była autorką tych ran. Spąsowiała na twarzy i już chciała
sięgnąć do torebki, po różdżkę, gdy Ron ją powstrzymał.
-
Chodź jeść, dzika bestio –
zażartował. – Tym zajmiemy się później. Albo wcale. Jeszcze nie wiem, czy chcę
się ich pozbyć.
-
Dlaczego? – zainteresowała się
rozbawiona Hermiona, siadając przy stole, naprzeciw niego.
-
Wiesz są różne rodzaje blizn. Te
po walce i seksie są czymś, czym należy się chwalić.
-
Nie, mamo nie przeszkadzam. Ron
ma wolne w ten weekend. Co? Tak, dobrze pamiętasz to święto – Hermiona
zamilkła, słuchając głosu matki przez komórkę. – Zostaję na cały weekend. Przepraszam.
Następnym razem do was zadzwonię. Dobrze. Też cię kocham. Pa.
Rozłączyła
się i rzuciła telefon na kanapę z ciężkim westchnieniem. Mama próbowała wpędzić
ją w poczucie winy, bo była zła. Pewnie martwiła się cały wieczór. Tylko, że
jakoś Hermiona nie bardzo się tym przejmowała. Wcześniej, może by się
wystraszyła, ale dziś jakoś czuła, że nie powinna się zachowywać, jak mała
dziewczynka i bać się mamy. Ron prawie błagał ją na kolanach, aby została aż do
poniedziałku i w sumie nie musiał tego robić długo, bo zgodziła się po tylko
chwili wahania.
Przyjemnie
się mieszkało razem. Wylegiwali się na kanapie i oglądając magiczne lustro –
nowość w świecie czarodziejów – odpowiednik mugolskiego telewizora. Gdy to ich
znudziło, Hermiona postanowiła, że posprząta mieszkanie. Ron nie podszedł do
tego pomysłu entuzjastycznie, więc pognał na dół do sklepu po produkty na
obiad, zostawiając ją samą na placu boju. Właśnie siedziała na szczycie drabiny
okrakiem i przy pomocy różdżki czyściła okna dachu. Nie było to trudne, aby
zalepiły się brudem w centrum Londynu. Z drugiej strony Ron nie dbał przesadnie
o takie detale, jak mycie okien czy szorowanie zlewu.
Już
prawie uporała się z całym bałaganem w mieszkaniu, gdy usłyszała na schodach
tupot wielkich stóp Rona. Wpadł do środka, dźwigając dwie torby wypakowane
jedzeniem.
-
Mam wszystko z listy! –
oświadczył triumfalnie, po czym zatrzymał się w progu, wlepiając w nią oczy. – Dziewczyno,
czy ty chcesz, żeby mi spodnie pękły?!
Hermiona
spojrzała na niego zaskoczona. Miała na sobie jego starą koszulkę, która była
za duża, oraz jego bokserki. Nie chciała pobrudzić swojej sukienki, a jej
bielizna właśnie się suszyła w łazience.
-
Nie rozumiem – powiedziała,
marszcząc brwi.
-
I obyś nigdy nie zrozumiała! –
zawołał zadowolony Ron, stawiając torby z zakupami na stole. – Chodź pokażę ci
o co mi chodzi!
Zbliżył
się do drabiny, ale ona zaczęła się bronić.
-
Nie skończyłam sprzątać!
-
To najmniej istotne teraz…
Porwał
ją w ramiona i tak jak wcześniej wieczorem, ruszył ku sypialni. Hermiona
machała nogami i próbowała się oswobodzić z jego uścisku, ale ten był iście
żelazny.
-
Ale jestem spocona i cała
śmierdzę chemią do sprzątania!
-
I na to znajdzie się rada –
zaśmiał się Ron, zmieniając kurs i zwracając się ku drzwiom łazienki.
Kopniakiem otworzył je i wmaszerował do środka.
W
niedzielny poranek wszyscy ponownie zebrali się w Norze. Chłopcy robili coś na
ogródku, strasznie przy tym hałasując, a Ginny i Hermiona zagniatały ciasto w
kuchni. Obiecały pani Weasley, że pomogą jej dziś w wyprawianiu urodzin dla
małej Victorie. Żadna z nich nie była talentem w dziedzinie kulinariów, więc
przezorna Molly zostawiła im plik pergaminów z różnymi wskazówkami, a sama
udała się z mężem po zakupy.
-
Masz dziś świetny humor – oceniła
Ginny, która od dłuższego czasu przyglądała się Hermionie. – Czy mój brat dla
odmiany zrobił coś dla ciebie miłego?
-
Co? No wiesz… hmm…
-
Tak myślałam – ucieszyła się Ginny,
ścierając mąkę z nosa.
-
Przecież ja nic nie powiedziałam!
-
Zaczerwieniłaś się jak jabłko na
jesieni. Wnioskuję z tego, że było miło, co?
-
Tak… Nawet bardzo.
Na
chwilę zamilkły, zajmując się ciastem drożdżowym. Ginny pogwizdywała przez
zęby, a Hermiona zbierała się na odwagę zadać bardzo osobiste pytanie. Owszem,
były blisko ze sobą, ale wcale nie była pewna czy mogły swobodnie rozmawiać o
taki sprawach.
-
Nawet nie masz pojęcia jak nam
jest trudno – wyręczyła ją Ginny, zagaiwszy lekkim tonem. – Dom pełen ludzi, a
do tego moja matka pilnuje mnie, jak cerber.
-
Czyli wy nie…?
-
Och nie to już dawno za nami.
-
No to jak sobie poradziliście?
-
Chodzimy na spacery. O rety na
bardzo długie spacery.
Przyjaciółka
mrugnęła do Hermiony i zaśmiała się, rozbawiona własnym żartem. Hermiona
najpierw zrobiła głupią minę, a potem też zaczęła się śmiać. Nareszcie
tajemnicze przechadzki Harry’ego i Ginny nabrały sensu.
-
Boże naprawdę chciałabym kiedyś
przespać się z Harrym w łóżku. Dostałam uczulenia na trawę.
Parsknęły
niekontrolowanym śmiechem, patrząc na siebie. Chwilę to trwało, zanim się
uspokoiły.
-
A nie przeszkadza wam to, że Ron
jest taki wysoki?
Zanim
Hermiona zdążyła odpowiedzieć w kuchni pojawił się Harry. Był opalony na złoty
brąz i uśmiechał się od ucha do ucha. Pocałował Ginny w policzek na powitanie i
skinął głową Hermionie. Nalał sobie pełną szklankę mleka i podszedł do dziewczyn,
aby zobaczyć co robią.
-
O czym gadacie? – zapytał, widząc
ich zadowolone miny.
-
O tym, czy różnica wzrostu nie
przeszkadza Ronowi i Hermionie w łóżku – wypaliła beztrosko Ginny, a Harry,
który już zdążył napić się, wypluł całą zawartość ust do zlewu i zaczął się
krztusić. – No, co?
-
Nie mów mi takich rzeczy!
-
Ale zapytałeś…
-
Ale ty nie powinnaś mi była tego
mówić! Boże!
Ginny
wytrzeszczyła na niego oczy, a Hermiona, sparaliżowana zawstydzeniem, schowała
się za przyjaciółką. Harry dyszał ciężko, waląc się po plecach pięścią.
-
Mówisz o moim przyjacielu i mojej
przyjaciółce!
-
No i?
-
Ostatnią rzeczą, jaką chce to
wyobrażać sobie ich nago! – zawołał, ściskając sobie skronie obiema rękami.
- Wstydźcie się! Obie! – rzucił na
odchodnym i wypadł z kuchni.
-
Taaaa… - westchnęła Ginny,
patrząc za nim z politowaniem. – I ja chcę wyjść za tego kretyna.
-
A dla ciebie to nie jest dziwne? No,
że rozmawiamy o… um…
-
To, że rozmawiam o życiu
seksualnym mojego brata? – dokończyła za nią uczynnie przyjaciółka, nie
przerywając upychania ciasta do miski. - No… może trochę. Wiesz, ja, w
przeciwieństwie do niektórych, staram się nikogo nago nie wyobrażać. To
przecież naturalne, prawda? Oboje jesteście zdrowi, młodzi i się kochacie.
Po
jakimś czasie w kuchni w końcu pojawił się Ron. Być może przywiódł go tu zapach
jedzenia.
-
Może ktoś mi wytłumaczyć,
dlaczego Harry zwiał, jak tylko mnie zobaczył?
Ginny
i Hermiona zaczęły głupio chichotać, a on spojrzał na nie pytająco.
-
Może wyobrażał sobie ciebie nago?
– zasugerowała Ginny, wychodząc z kuchni.
-
Dziwne… to jest ostatnia rzecz,
jaką bym chciał w życiu.
Szybko
stracił zainteresowanie swoją siostrą i jej chłopakiem, gdy tylko zorientował
się, że on i Hermiona są sami w kuchni. Od rana nie mieli na to okazji, bo po
Norze zawsze się ktoś kręcił. Stała do niego tyłem, bo właśnie obmywała ręce w
zlewie, więc miał idealną okazję, aby ją zaatakować. Otoczył ją ramionami i
wtulił twarz w jej włosy.
-
Bardzo smacznie pachniesz –
wymruczał wprost do jej ucha.
-
To tylko ciasto.
-
Nie, to jednak ty.
Wsunął
ręce pod jej bluzkę. Chwilę się opierała, ale skutecznie spacyfikował ją,
całując w ramię. Sięgnęła za siebie i zanurzyła dłoń w jego włosach. Ujął jej
piersi w obie dłonie i uniósł jej delikatnie, jakby ważąc je obie. Oboma
kciukami przesunął po jej sutkach. Hermiona uśmiechnęła się.
-
Ron… nie tutaj… - szepnęła, ale
nie wyrywała się.
On
wziął głęboki wdech, chłonąc zapach jej skóry i włosów.
-
W nocy cię zjem. Całą. Nie
zostawię nawet okruszka.
-
Przecież śpimy tutaj…
-
Ojej, zapomniałem… Cholera.
Usłyszeli
czyjeś kroki na ganku i odskoczyli od siebie. To Ginny wracała z ogrodu z
naręczem marchewek.
-
Świetnie, że jeszcze tu jesteś –
ucieszyła się na widok brata.- Pomożesz, zamiast bezkarnie bałamucić mi
przyjaciółkę.
-
Nikogo nie bałamucę – burknął urażony
Ron, wyjmując różdżkę i zabierając się do skrobania warzyw.
-
Mówisz tak tylko dlatego, że nie
masz pojęcia co to znaczy…
Całą
kolację Hermiona spędziła, starając się opędzić od Rona. On, wydawało się,
wziął sobie za punkt honoru, aby gdzieś ją przydybać. Co chwila ją obejmował,
przeszkadzając w tym, co akurat robiła. Oczywiście, gdy tylko nikt nie patrzył,
pchał jej ręce pod spódnicę. Wydawało się, że ma więcej rąk niż zwykle. Z
początku ją to denerwowało, ale potem zaczęło bawić. Gdy wszyscy zasiedli do
stołu, Ron specjalnie starał się usiąść w strategicznym miejscu, by móc trzymać
ją cały czas za kolano. Miała nadzieję, och jaką wielką, że nikt obecny przy
stole tego nie widział, bo spaliłaby się ze wstydu. Nawet jeżeli, to wszyscy
zachwycali się gwiazdą wieczoru – małą Victorie, której to były urodziny. Była
ona traktowana niczym mała cesarzowa przez rodziców i dziadków. Siedziała na
honorowym miejscu i pulchnymi różowymi łapkami wpychała jedzenie do buzi. Cała
była umazana kremem z tortu. Miała go nie tylko na policzkach, ale też na
ślicznej falbaniastej sukience oraz na włosach. Wszyscy uważali to za urocze,
chociaż Ron uznał to za nie fair, bo gdy on brudził się jedzeniem, Hermiona i
matka zaczęły na niego krzyczeć.
Oczywiście
świętowano nie tylko w domu Weasleyów. Urodziny Victorie nie były jedynym
wielkim wydarzeniem. Była to rocznica pokonania Voldemorta, więc tak naprawdę
imprezy odbywały się w całej Wielkiej Brytanii. Była to słodko - gorzka okazja,
bo też rocznica śmierci wielu osób. Dlatego Wesaleyowie zdecydowali się na tą
najszczęśliwszą ze wszystkich.
Rano
do Nory dotarły listy od Luny i Nevilla. Obydwoje chcieli podziękować
Hermionie, Ronowi i Harry’emu za tamten dzień. Nevill nawet przysłał kwiaty –
były jadowicie niebieskie i pachniały bardzo słodko, więc chłopcy z radością
się ich pozbyli, wręczając cały bukiet Fleur. Hermiona po cichu trochę
żałowała, bo to były jak na razie jedyne kwiaty, które od kogoś dostała.
Pogodziła się ze stratą, gdy Ron szepnął jej do ucha, że on kupi jej kiedyś
jeszcze więcej i jeszcze ładniejszych bukietów.
-
Trzymam cię za słowo – mruknęła,
upijając łyk szampana i czując, jak ręka Rona wędruje jej po plecach pod
bluzką.
Hermiona
nie miała serca odmówić Ginny, która błagała ją o zamianę łóżek. Zgodziła się,
chociaż trochę bała się gniewu pani Weasley, gdyby ta odkryła, że nie spała w
swoim łóżku. Gdy minęła północ, teleportowała się po cichu do pokoju Rona.
Spał
rozwalony na łóżku z rękami wyrzuconymi za głowę i kołdrą na podłodze.
Rozczulił ją ten widok. Podeszła na palcach do jego łóżka i usiadła na brzegu.
Oddychał równo, głęboko pogrążony we śnie. Sięgnęła i dotknęła jego ramienia.
Podskoczył i złapał ją za rękę, zgniatając nadgarstek w mocnym uścisku.
-
To ja – szepnęła, przestraszona.
– Spokojnie to tylko ja.
Ron
spojrzał na nią zaspanymi oczami. Odetchnął z ulgą, orientując się, że to
Hermiona. Opadł na poduszki bez siły.
-
Przepraszam – wychrypiał,
przecierając oczy pięścią. – Śniło mi się coś z pracy…
Hermiona
położyła mu na piersi dłoń i poczuła, jak mocno bije jego serce.
-
Nie chciałam cię wystraszyć –
powiedziała z żalem, a on objął ją w pasie i wciągnął na łóżko.
-
Nie przestraszyłaś – fuknął, przyciskając
ją do siebie. – Jak można przestraszyć się takiego chuchra jak ty?
Zachichotała
wtulając się w niego. Miał na sobie tylko krótkie spodenki od piżamy. Nic
dziwnego, noc była tak gorąca, że Hermionie było za ciepło w cienkiej koszuli
nocnej, którą miała na sobie.
-
Co tu w ogóle robisz? – szepnął w
jej włosy, wdychając owocowy zapach szamponu.
-
Ginny mnie przekupiła. Nie mogłam
jej odmówić. Bardzo chciała, żebym z Harrym zamieniła się na łóżka.
Ron
podniósł się na łokciach i zobaczył, że łóżko jego przyjaciela jest puste.
Zamruczał coś z niezadowoleniem. Był rozdarty pomiędzy tym, że nie podobało mu
się, iż Harry chce nocować w pokoju jego siostry, a tym, że podobał mu się
pomysł, aby Hermiona spała tu.
-
Rodzice nas zabiją, jak się
dowiedzą – powiedział w końcu, jakby pokonany. – Chodź tu. Jak mam zginąć, to
chociaż będę wiedział dlaczego.
Hermiona
poczuła coś twardego na swoim biodrze. Zamarła, trochę speszona. Ron chyba
musiał się zorientować, bo objął ją w pasie i przyciągnął jej biodra do swoich.
-
Szybko ci poszło – syknęła,
decydując się na odważny krok i wsuwając rękę pod jego szorty. – Ojej… jaki…
duży…
Ron
zaczął się śmiać. Czuła w ciemności, jak się trząsł. Nie widziała go dobrze,
ale mogła sobie wyobrazić, jaki miał teraz wyraz twarzy.
-
Nic na to nie poradzę. Właśnie
spełniasz moje nastoletnie fantazje.
-
Jakie?
-
Hermiono, ty chyba nie zdajesz
sobie sprawy, jak działa piętnastoletni chłopak, prawda? Tyle razy
przychodziłaś w lecie wieczorem do mnie do pokoju. Czasami w piżamie… Zawsze bez
stanika.
-
Ron!
-
No co? To nie ja kazałem ci tak
przychodzić! Sprawiałaś mi tym duże problemy. Czasami trudno mi było się
skupić, na tym, o czym rozmawialiśmy.
-
Chcesz mi powiedzieć, że kiedy my
omawialiśmy naprawdę poważne tematy…
-
Tak! Ja myślałem o twoich
piersiach. Nie masz prawa mnie za to winić.
Hermiona
westchnęła, ale tak naprawdę nie mogła się na niego gniewać. To było na swój
sposób urocze. W życiu by się nie przyznała, ale trochę jej to schlebiało.
-
Jesteś okropny – oceniła, a Ron
ujął jej rękę w swoją i pokazał, jak powinna nią poruszać.
-
Owszem, ale mimo to do mnie
przyszłaś i masz łapki w moich spodniach.
Zanim
się zorientowała, rozpiął wszystkie guziczki jej koszulki nocnej i cisnął ją za
łóżko. Pochylił się tak, aby ich twarze były na tej samej wysokości. Pocałował
jej półprzymknięte usta. Potrząsnęła głową, śmiejąc się, bo jego nieogolone
policzki łaskotały skórę. Delikatnie przyśpieszyła ruch ręki, a on zamruczał z
przyjemności. Hermiona poczuła ciarki na kręgosłupie. Ron nie ustawał w całowaniu
jej i wędrował już dawno opracowaną trasą - ucho, wzdłuż kości szczęki, w dół
szyi aż do obojczyka, a potem jeszcze niżej, aż do zagłębienia między
piersiami.
W pokoju było tak ciemno, że praktycznie się
nie widzieli. To było coś zupełnie nowego i podniecającego. Nie mogli polegać
na swoich oczach, więc używali innych zmysłów. Czując się o wiele bardziej
odważna niż w rzeczywistości, Hermiona zdecydowała się na zmianę pozycji.
Popchnęła Rona, aby ten położył się na plecach, a sama pochyliła się nad nim.
Ron był absolutnie zachwycony. Nigdy jeszcze się nie zdarzyło, żeby to ona przejmowała
kontrolę nad sytuacją. Z cichym pomrukiem przyjemności opadła na niego. Poczuła
jego duże dłonie na swoich biodrach. Pomógł jej znaleźć odpowiedni rytm.
Jej
ciche westchnienia zaczynały przybierać na sile i częstotliwości.
-
Nie tak głośno – szepnął Ron,
zachrypniętym głosem. – Jak nas nakryją, to jesteśmy martwi.
-
Moja różdżka – to powiedziawszy, Hermiona,
pochyliła się gwałtownie i wymacała ją po ciemku na podłodze. Błysnęło błękitne
światło i już po chwili oboje poczuli, ze zaklęcie wyciszające zaczęło działać.
– Teraz lepiej – oceniła dziewczyna, wracając do przerwanej czynności. – Teraz
nawet mogę krzyczeć.
-
Błagam cię… zrób to…
Hermiona
unosiła się i opadała rytmicznie, wsłuchana w co raz szybszy oddech Rona. Na
pośladkach czuła jego mocno zaciśnięte palce. Jako, że nie musiała się
powstrzymywać, faktycznie zachowywała się o wiele głośniej, niż poprzedniej
nocy. W pewnej chwili Ron uniósł biodra, a Hermiona krzyknęła głośno.
Zakołowało jej się w głowie i poczuła, jak jej ciele rozchodzi się gorąca fala,
a potem biodra odmawiają jej posłuszeństwa. Ręce Rona znalazły się na jej
piersiach i ścisnęły je mocno. Straciła rytm i opadła na jego tors, dysząc. Ron
przycisnął ją do siebie obiema rękami i kontynuował to, co ona przerwała. Z
policzkiem wciśniętym w zagłębienie jego obojczyka dziewczyna nie miała innego
wyjścia jak tylko się poddać i rozkoszować tym uczuciem bezwolności.
-
Mocniej – jęknęła zdławionym
głosem Hermiona wprost do ucha chłopaka, przyprawiając go o ciarki na całym
ciele. – Jeszcze mocniej.
Ron
nie mógł wykonać takiej prośby, specjalnie wymówionej takim słodko udręczonym
głosem. Chwilę później Hermiona krzyknęła przeciągle i wygięła plecy w łuk. Ron
uśmiechnął się do siebie w ciemności. Mógł godzinami słuchać jej jęków.
Jakiś
czas później, leżąc w skopanej pościeli i powoli się uspokajając, patrzyli na rozjaśniające
się niebo na wschodzie. Ron miał głowę na jej piersiach i spod półprzymkniętych
powiek obserwował, jak unoszą się one i opadają, gdy Hermiona oddychała. Gdy
tylko usłyszeli poruszenie na dole, Hermiona zerwała się i zarzuciwszy na
siebie koszulę, pocałowała Rona na pożegnanie, a potem złapała różdżkę i
teleportowała się.
Śniadanie
zaczęło się o wiele za wcześnie jak na gust Rona, Hermiony, Harry’go i Ginny.
Cała czwórka siedziała przy stole, przysypiając. Było bardzo oczywiste, że
żadne z nich nie wyspało się tej nocy.
Pani
Weasley weszła do kuchni i spojrzała na nich z zatroskaniem.
-
Co wy tacy markotni? – zapytała,
patrząc, jak jej córka dłubie łyżką w owsiance.
Głowa
Harry’ego opadła. Chłopak podskoczył gwałtownie, aż spadły mu okulary z nosa.
Ron ziewnął potężnie, nawet nie starając się zasłonić ust.
-
Noc była gorąca – wymamrotała
Hermiona, pochylając się nad swoją miską. – Źle mi się spało.
Ron
rzucił jej ukradkowe spojrzenie i zacisnął usta. Żeby się nie roześmiać, udał,
że zajmuje go bardzo śniadanie.
-
Harry strasznie chrapie –
powiedziała Ginny, także ziewając.
-
A ty skąd to wiesz, skoro on spał
u Rona? – zapytała pani Weasley, marszcząc brwi.
Cała
czwórka zamarła. Nawet przestali na chwilę oddychać. Hermiona pobladła i
złapała Rona za kolano pod stołem.
-
Słychać przez ściany – machnęła
ręką Ginny, siląc się na niewinny ton.- Ty tego nie słyszałaś? My nie mogłyśmy
spać z Hermioną. Co nie?
-
Tak… strasznie chrapał…
Harry
popatrzył po towarzystwie z obrażoną miną, a potem zgodził się z panią Weasley,
że powinien coś z tym zrobić, bo to może być oznaka jakiejś choroby. Musiał też
obiecać, iż pójdzie z tym do jakiegoś magomedyka.
Gdy
Molly wyszła na podwórko, cała czwórka ryknęła śmiechem.