wtorek, 29 kwietnia 2014

Bonusik po Wielkanocy

Dziękuję za motywujące komentarze. Zawsze się wzruszam, gdy dziękujecie mi za to, że pisałam opowiadanie. To naprawdę nic takiego. Robiłam to, bo kochałam to robić. I nadal kocham!
Nie udało mi się naskrobać wiele, bo tylko taki mały bonusik i pół przyszłego rozdziału, który chciałabym opublikować jakoś za tydzień, jeżeli mój promotor mnie wcześniej nie dopadnie i nie zje. Wybaczcie, że bonus spóźniony, ale mam nadzieje, że miło się będzie go czytało. 
Pozdrawiam, 
Wasza Astal



Co tu dużo mówić, James wcale nie czekał na Wielkanoc. Siedział zamknięty w domu jak w klatce i nie mógł nawet wyjść do ogrodu, żeby Lily nie podniosła jazgotu. Do tego były to pierwsze święta od śmierci ojca. Jego żona bardzo się starała podnieść do na duchu, przyozdabiając cały dom w zajączki i kaczuszki, które mimo że były rozkosznie słodkie, to jednak nie rekompensowały niczego. To po prostu nie było to. Nie te święta, nie ten dom, nie te potrawy. Nie ważne do robiłaby Lily, nie znała zwyczajów panujących w domu Potterów i nie umiała odtworzyć tej atmosfery, za którą tęsknił James.
Z resztą, Lily była w piątym miesiącu ciąży i nie mogła się przemęczać. Oprócz tego, że była w błogosławionym stanie, była też w stanie wiecznej złości. Bywały dni, kiedy złościło ją absolutnie wszystko i Jim musiał chodzić po domu na palcach, aby nie usłyszała go i nie zrobiła mu awantury o pierwszą, lepszą rzecz.
Wielkanoc była już jutro, a James wcale nie czuł się świątecznie ani trochę. Siedział na kanapie w salonie na dole i gapił się w okno. Słońce niedługo miało zajść i szykowała się kolejna trudna noc z Lily. Odkąd była większa, Jim czuł, że powoli brakuje dla niego miejsca w jego własnym łóżku, które na w łasnych plechach wtargał na piętro.
-        Co robisz? – z zamyślenia wyrwał Jamesa głos Lily. Stała na podeście schodów i patrzyła na niego uważnie.
-        Nic – burknął. – Od dawna nic nie robię.
Lily zeszła kilka schodów i już chciała coś powiedzieć, gdy nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Jim spojrzał na nią, ale ona tylko wykonała ruch ponaglający głową w stronę przedpokoju. Zerwał się i dopadł do drzwi. Na wycieraczce stały dwie osoby i szczerzyły się do niego, upiornie zniekształcone przez wizjer.
-        No otwieraj, pawianie! – zawołał Syriusz, waląc pięścią w drzwi.
-        Wielkanocny zajączek przyszedł! – zaświergotał, stojący obok Remus.
James otworzył drzwi i wciągnął do środka obu przyjaciół. Zgniótł ich w niedźwiedzim uścisku.
-        Pachniecie tak wspaniale – powiedział, wdychając zapach piwa.
-        Puszczaj, zboczeńcu.
-        Lily! –zawołał uradowany Remus, wyplątując się z ramion Rogacza. – Tak dawno się nie widzieliśmy.
-        Właśnie – zachichotał Syriusz, taksując ją wzrokiem. – Trochę ci się przytyło, co?
-        Jestem w ciąży, półmózgu – powiedziała chłodno Lily, zaplatając ręce na pękatym brzuchu. \
-        Jesteś pewna, że w ciąży? – zapytał Syriusz, udając zaniepokojenie. – Wygląda jakbyś połknęła arbuza w całości.
-        Idę na górę – oświadczyła Lily, odwracając się na pięcie i ruszając w górę schodów. – Macie być cicho, bo was podpalę.
-        To straszne, że takie fajne rzeczy, prowadzą do ciąży – oświadczył filozoficznie Syriusz, zanim Lily zniknęła z pola widzenia. Udała jednak, że tego nie słyszała.
Trzej przyjaciele udali się do kuchni i zasiedli za stołem.
-        Co będziemy robić? – zaciekawił się James, bo tamci dwaj mięli bardzo tajemnicze miny.
Remus, uśmiechając się szeroko postawił na stole wiklinowy kosz. Jim wlepił w niego oczy, a potem spojrzał z wyrzutem na przyjaciół.
-        No bez jaj – powiedział.
-        No właśnie, że z jajami! – zawołał uradowany Syriusz, sięgając i wyjmując z koszyka foremne, białe kurze jajko. – Będziemy je malować, jak nakazuje tradycja.
-        Kto na to wpadł?
-        Remus, bo ja jestem za bardzo pijany.
-        Nienawidzę was.
Pomimo pierwszych oporów, zabawa podczas malowania jajek okazała się całkiem udana. Siedząca w sypialni Lily odetchnęła z ulgą, słysząc ich zadowolone głosy i wybuchy śmiechu. Już miała serdecznie dość Jamesa, który jak cień snuł się po domu i patrzył na nią w wyrzutem. Nie mogła poradzić nic na to, co działo się z nimi. Czuła się bezsilna i zła, ale doskonale zdawała sobie sprawę, że nie może pozwolić Jamesowi na jakiekolwiek opuszczanie domu. Wiedziała, że to spowoduje, że będzie ją traktował jak strażnika więziennego, ale nie dbała o to. Wolała, aby był obrażony, niż martwy. W końcu jednak skończyła jej się cierpliwość i zaczęła na niego krzyczeć. Nie pojmował tego, że ona robiła to dla jego dobra, a nie na złość. Widział tylko tyle, że ona przerymuje go w domu, a nie dba o jego bezpieczeństwo.
Tak więc została zmuszona do wezwania posiłków. Oczywiście wymusiła na obu przyjaciołach przysięgę, że nie będą wprowadzać Jamesa w szczegóły akcji Zakonu. Remus, kochany i dobry Remus, zaproponował coś głupiego, aby odciągnąć uwagę Jamesa od negatywnych myśli.
Tak właśnie doszło do malowania jajek tuż przed Wielkanocą.
Trzej dorośli mężczyźni mieli kupę frajdy podczas tego zajęcia. Gdy Lily w końcu zdecydowała się do nich dołączyć, okazało się, że pomalowali prawie cały kosz jajek. Zdecydowali się na manualne malowanie, a że nigdy nie byli w pracach plastycznych dobrzy, to byli dosłownie cali ubabrani farbkami. Mieli plamy na ubraniach, rękach, twarzach spodniach a nawet na włosach. Jednak nie to było ważne, a fakt, że śmiali się od ucha do ucha.
-        Jak wam idzie? – zapytała pochylając się i zaglądając mężowi przez ramię. – Matko kochana co to jest?!
-        To? To Dumbledore. Niepodobny?
-        Nawet trochę.
-        Patrz Lil, ja zrobiłem sowę.
-        Jeżeli uważasz, że to sowa…
-        Remus robi jajka w kwiatki. Prawda, że to wsiowe?
Lily spojrzała na pisanki leżące w koszyku. Nie trudno dało się domyślić, że te najmniej koślawe wyszły spod ręki Remusa. Ich kolory były ładne i nie tak pstrokate, jak te które dobierali Jim i Syriusz. Oprócz nich były też takie, które miały przedstawiać różne znane autorom osoby, ale projekt pisanki przekraczał jednak zdolności. Lily mogła się tylko domyślać co one przedstawiają.
W końcu Syriusz spojrzał na nią, jakby coś mu nagle przyszło do głowy.
-        Lil, wiesz co?
-        Hmm?
-        Ta ciąża ma jednak swoje dobre strony, wiesz? – ucieszył się, przerywając malowanie i analizując jej postać dokładnie. – Cycki ci urosły. A już się bałem, że zawsze będziesz wyglądać jak jedenastoletni chłopiec.
Reszta towarzystwa zamarła, nie wiedząc, co bezpieczniejsze jest zrobić – czy się roześmiać, czy zacząć modlić o duszę przyjaciela. Lily niewiele myśląc, złapała jedno z jajek i rozwaliła je na głowie Blacka. Jakież było jej zdziwienie, gdy zamiast uderzyć go, jajko rozpłynęło się po jego głowie.
-        Nie ugotowaliście ich na twardo?
-        A trzeba? – zapytali chórem, autentycznie zdziwieni.
Lily przejechała dłońmi po twarzy.
-        Oczywiście, że trzeba, kretyni!
Rewelacja ta jakoś nie poruszyła Huncwotów. Owszem, przyjęli ją do wiadomości, ale uznali, że to za dużo zachodu, jak dla kilku kurzych jajek. W milczeniu postanowili zignorować, to co mówiła Lily.
-        Skarbie jesteś dla nas za wymagająca – fuknął James, zabierając się do malowania kolejnego jajka. Tym razem było ono w kolorach Gryffindoru.
-        Jesteście beznadziejni – westchnęła Lily, po czym zasiadła za stołem i wzięła ostatnie czyste jajko oraz pędzel.
-        Ej a ja to co?! – zawołał oburzony Syriusz, który stał przy zlewie i próbował wyczyścić włosy z żółtka. – Żądam satysfakcji!

-        Hej, na mnie nie patrz. Ja jestem w ciąży – spokojnie odparła Lily, nie przerywając malowania. – Mi wszystko wolno.