Jestem chora i postanowiłam jako terapii użyć pisania. Wyszło tak sobie. Rozdział na razie jest rozgrzebany, a ja topię się w zużytych chusteczkach :C W zamian za rozdział i Waszą cierpliwość, mam dla Was bonus. Kolejna część opowiadania o nowym pokoleniu już niebawem.
Miniaturka dla mojej Natalki, żeby osłodzić jej sesję.
Miniaturka dla mojej Natalki, żeby osłodzić jej sesję.
Smacznego,
Wasza Astal
To
nie tak, że Dulce była leniwa. Po prostu ceniła sobie przyjemności o wiele
bardziej niż obowiązki. Niestety, skończyła Hogwart już trzy lata temu i ojciec
zmusił ją, aby zaczęła pracować w rodzinnej firmie. No kto jak kto, ale ona
nadawała się do tego idealnie.
Dulce
przewróciła się na plecy i zerknęła skosem na budzik. Wskazywał za piętnaście
dziewiątą. Od godziny powinna być już na dole i pomagać rodzinie. Podniosła
pionowo jedną nogę. Chwilę przyglądała się swoim paznokciom u stopy,
pomalowanym na cukierkowy róż, a potem westchnęła ciężko, słysząc czyjeś kroki
na schodach.
-
Obudź
tą leniwą dziewczynę! – zadudniło z parteru.
Chwilę
potem rozległo się delikatne pukanie do drzwi pokoju Dulce.
-
Córeczko…
- powiedziała łagodnie mama. – Tatuś prosi…
-
Chyba
rozkazuje – burknęła Dulce, staczając się z łóżka i wstając. – Zaraz będę na
dole.
Stanęła
przed lustrem i przeciągnęła się rozkosznie. Dulce lubiła nawet pomagać w
rodzinnymi biznesie. Uszczypnęła się kilka razy w pyzate policzki, aby nadać im
odrobinę koloru, a potem obdarzyła swoje odbicie najpiękniejszym z uśmiechów.
Zaczęła się powoli ubierać, nie mogąc się powstrzymać, aby nie zerkać na siebie
w lustrze. Uwielbiała swoje krągłe ciałko, zawsze przypominało jej stosik
idealnie ułożonych bułeczek maślanych. Zapięła wprawnie długi rząd białych
guziczków różowej sukienki, a następnie zajęła się poskramianiem swoich włosów,
które zawsze miały własny pomysł na to jak powinny dziś się układać. Gdy
skończyła, oceniła swój wygląd i kiwnęła aprobująco głową.
-
Witamy
w Miodowym Królestwie – powiedziała, tak jak mówiła już setki razy, po czy
dygnęła z gracją.
-
DULCE!
– ryknął ojciec z parteru. Jak zwykle stracił cierpliwość. Na co dzień był
takim słodkim człowiekiem, ale gdy miał sobie radzić z któraś ze swoich siedmiu
córek, po prostu puszczały mu nerwy.
-
Już
idę! – zawołała śpiewnie dziewczyna, zbiegając po schodach na piętro, gdzie
znajdowała się kuchnia.
Zasiadła
uroczyście za stołem i zabrała się do naleśników z jagodami i syropem klonowym.
Żuła powoli i z wielką przyjemnością, podczas gdy jej ojciec wyjaśniał
dzisiejszy plan bojowy.
-
Dziś
– mówił poważnie swym tubalnym głosem – jest weekend, kiedy Hogwart wypuszcza
poza zamek swoje małe potwory. Chociaż nie lubię tej hałaśliwej zgrai, to muszę
przyznać, że dziś prawdopodobnie nasz dzienny utarg będzie równy temu, co
zarobiliśmy w zeszłym miesiącu.
Jego
przemowa została przerwana przez Dulce. Upuściła hałaśliwie widelec na talerz,
tak gwałtownie, że aż wszyscy podskoczyli.
-
To
dziś? – zapytała zaskoczona. – Dziś przychodzą uczniowie z Hogwartu?
-
Przecież
mówię, Dulce – westchnął ojciec, pokonany siadając i zabierając się do swojego
śniadania. Nigdy nie rozumiał co działo się w głowie jego najmłodszej córki.
Wszystkie pozostałe były rozsądne i takie wyważone. Tylko ona była
nieobliczalna niczym strzelający popcorn. Właśnie teraz zerwała się ze swojego
miejsca za stołem i pobiegła na dół, do sklepu, nawet nie myśląc, aby brudny po
śniadaniu talerz wstawić do zlewu.
Dulce
weszła do Miodowego Królestwa. Musiała wszystko skontrolować, zanim byłoby za
późno.Wyrównywała poziom żelków w słojach, układała
ciastka w równe stertki, ostrożnie kroiła kawałki bloku nugatowego, wykładała
na tace lodowe myszy, mieszała wywar cytrynowy do produkcji kwachów, sprawdzała
paczki stojące na zapleczu, polewała karmelem pralinki oraz obtaczała w
kolorowej posypce kandyzowane owoce. W końcu podeszła do regałów, gdzie leżały czekolady. Poprawiała je, układała i
przestawiała. Gdy skończyła, zrobiła krok w tył, przekrzywiła głowę, aby lepiej
móc ocenić swoje dzieło. Wyglądało prawie idealnie. Miała wielką nadzieję, że
to przyciągnie jego uwagę. Westchnęła, wspominając osobę, dla której to robiła.
Na myśl, że dziś go zobaczy, poczuła motyle w brzuchu. Sięgnęła do słoja z
czekoladowymi krówkami i włożyła jedna do ust. Słodycz rozpuściła się w jej ustach.
Dulce lubiła to przemiłe ciepło, które zawsze czuła, gdy jadła coś słodkiego.
Oblizała palce z rozpuszczonej krówki i zrobiła radosny piruet na środku
sklepu. Tanecznym krokiem podeszła do drzwi i stuknęła różdżką w tabliczkę z
napisem „zamknięte”. W chwili, gdy tylko pojawiło się na niej „otwarte” przed
sklepem zaczęli pojawiać się młodzi ludzie w szkolnych mundurkach.
Od
rana przez sklep przechodziły tłumy dzieciaków. Dulce uwijała się jak w
ukropie, co chwila zerkając na drzwi. Jednak wiedziała, że on nigdy nie
przychodził w godzinie szczytu. Nie lubił tłoku. Dziewczyna wiedziała, że
musiała najpierw przeżyć ten chaos, aby dostać nagrodę w postaci jego. Była już
prawie druga i sklep powoli pustoszał. Jakieś niedobitki kręciły się po
sklepie, nie mogąc się zdecydować, co kupić. Dulce siedziała za ladą i znudzona
wybierała ze szklanego słoika fasolki wszystkich smaków. Uczniowie już powoli
wracali do zamku, na obiad. Nagle dzwonek przy drzwiach zadzwonił i dziewczyna
usłyszała znajomy głos.
-
Dzień
dobry – powiedział łagodnie nowoprzybyły, a Dulce poczuła się tak, jakby ktoś
polał jej serce syropem cukrowym.
Uśmiechnęła
się, podnosząc głowę. W progu stał on. Włosy koloru karmelowej krówki, skóra w
delikatnym odcieniu kremu śmietankowego i te cudowne miodowo złote oczy.
Wyglądał niczym najsłodszy deser na świecie.
Przeszedł
powoli przez sklep, a gdy dotarł do regałów z czekoladą, zatrzymał się i zaczął
kontemplować ich zawartość. Dulce obserwowała go spod rzęs, nie mogąc się powstrzymać,
aby nie poprawiać, co chwila włosów.
Chłopak
na spokojnie wybierał czekolady, dokładnie się nad nimi zastanawiając. W końcu
podszedł do kasy i ułożył tabliczki na blacie. Dulce zabrała się do zawijania
je w kolorowy papier.
-
Widzę,
że macie nowe smaki – zagaił chłopak, uśmiechając się delikatnie. Z bliska
widać było, że ma piegi na nosie. Małe drobne punkciki, niczym rozsypany
brązowy cukier.
-
Tak.
Specjalnie prosiłam tatę, żeby zrobił tą z kandyzowanymi fiołkami… Lubię ją
najbardziej…
-
Ta
z imbirem jest ciekawa.
-
J-ja
ją wymyśliłam…
-
Świetny
pomysł – pochwalił, a Dulce poczuła, że zaczyna się czerwienić. Jej policzki
stały się na chwilę malinowo różowe. – Ja bym dodał do czekolady też płatków…
-
Kukurydzianych?
Och to wspaniały pomysł!
-
Albo
kawałki herbatników…
-
Ryżowe
chrupki!
-
Pokruszony
karmel też by się nadał.
Serce
Dulce biło, jak oszalałe. Oczy jej błyszczały i czuła, że jeżeli coś zaraz się
nie stanie, to rzuci się na tego chłopaka i zacznie go całować. Wiedziała, że
lubił czekoladę, ale sądziła, że tak bardzo. Ręce jej drżały, gdy zawiązywała
wstążkę na stertce czekolad ułożonych jedna na drugiej.
-
Remus!
Streszczaj się! – zawołał chłopak o włosach ciemnych jak lukrecja, wpadając do
sklepu niczym nieokrzesany brutal.
-
Już
idę, tylko zapłacę za czekoladę.
Podał
Dulce należność, a gdy to robił, jego place przez ułamek sekundy musnęły jej
dłoń. Dziewczyna aż podskoczyła.
-
No
choooodź! – jęczał brunet, ciągnąc go za rękaw kurtki. – Jimbo i Peter
powiedzieli, że nie będą na ciebie czekać i idą na obiad.
Wyszli
pośpiesznie, zostawiając Dulce samą w sklepie. Jeszcze długo siedziała
przyciskając dłoń do serca. Nareszcie poznała jego imię. Ten dzień smakował po
prostu wspaniale.