wtorek, 14 lutego 2012

Prezent na walentyki, bo Was kocham.

Kilka słów wyjaśnienia. Przez ostatnie kilka dni słucham sobie audiobooków HP w oryginale. Te dwie sceny zapadły mi w pamięć tak ( z trzeciej i czwartej książki), że zachciało napisać mi się taką miniaturkę. Wiem, że to nie nowa część opowiadania o HP 2nd generation, ale Remus i Syriusz po prostu nie mogli wyjść mi z głowy, podczas dzisiejszej podróży do Łodzi. Wesołych Walentynek! :3
Pozdrawiam,
Astal

P.S. Użyłam piosenki Irytka w oryginale, gdyż nie lubię tłumaczenia.
P.S. Z całą pewnością niedługo ukaże się nowa notka, zgodna z tematem bloga. Wypatrujcie.
A.


Czternasty lutego zawsze był dziwnym dniem w Hogwarcie. Remus uważał, że wtedy dziewczęta w szkole wariowały i stawały się nieznośne. Podczas lekcji chichotały głupio i rzucały wieloznaczne spojrzenia chłopcom. Remus uważał święto zakochanych za idiotyczny pomysł. Uwielbiał głośno wypowiadać się na temat tego, jak bardzo nienawidził denerwującej atmosfery tego dnia.
Szedł właśnie w stronę biblioteki i nurzał się w nienawiści do dnia świętego Walentego, kiedy zza zakrętu wyłoniły się Megan i Mandy. Minęły go, obie uśmiechając się miło. Remus nie mógł nie zauważyć, że Meg dźwigała całe naręcze walentynkowych prezentów, natomiast Mandy szła za przyjaciółką, raczej markotna i niepocieszona. W tym momencie wszystkie jego tyrady na temat głupoty walentynek straciły sens w jego głowie. Minął jednak Amandę, pozwalając jej odejść, gdyż jego nieśmiałość znów zatriumfowała. Zanim dotarł do biblioteki natknął się na schodach na Irytka. Poltergeist, gdy tylko zobaczył chłopca, uśmiechnął się, a jego czarne, paciorkowate oczy błysnęły niebezpiecznie. Przeleciał kilka razy nad głową Lupina, który właśnie wspinał się po schodach.
-       Loony, loopy Lupin! – zawył Irytek, targając włosy Remusa.
-       Spadaj Irytku! – Lunatyk spróbował zamachnąć się książką, którą trzymał, aby odgonić go, ale to tylko zachęciło poltergeista do dalszych śpiewów.
-       Loony, loopy Lupin, loony, loopy Lupin! – kontynuował, krążąc dookoła Lupina niczym wielka denerwująca mucha.
Remusowi udało mu się go zgubić, dopiero przed drzwiami biblioteki, kiedy cisnął w niego kulką zmiętego pergaminu. Irytek odleciał, nadal wyśpiewując swoją głupią piosenkę na całe gardło, a Remus wślizgnął się do biblioteki. James i Syriusz już tam byli. Siedzieli przy jednym stoliku i męczyli się nad pracą domową z Opieki nad Magicznymi Stworzeniami. W sumie „męczyli” to nie było odpowiednie słowo. Na pierwszy rzut oka wyglądali, jakby byli w stanie agonalnym. Pokładali się, co chwila i jęczeli, niczym ranni. Sam fakt, że musieli chwilę posiedzieć w ciszy i spokoju, wytężając mózgi oraz wertując książki, sprawiał, że odczuwali prawie fizyczny ból.
-       Czy otrzymałeś moją muzyczną walentynkę, Luniu? – zapytał Syriusz, podnosząc wzrok na Remusa, gdy ten tylko się zbliżył.
-       Czyli to byłeś ty? – Lupin uśmiechnął się kwaśno. – Wyjątkowo cudownie obrzydliwa.
-       To tylko, dlatego, że bardzo cię kocham.
-       Ja także miałem w tym udział! – przypomniał o sobie Jim, wypluwając kawałki pióra, które gryzł jeszcze przed chwilą.
-       Domyślam się.
James i Syriusz zarechotali radośnie, a Remus uśmiechnął się. Nie mógł gniewać się długo na tych dwóch idiotów. Byli dla niego czymś w rodzaju młodszych braci, a Lunatyk wierzył, że do rodziny nie należy długo chować urazy. Z resztą, ich kawały były czymś w rodzaju manifestacji uczucia. Wiedział, że w ten sposób chcieli mu poprawić humor.
Wszyscy trzej w o wiele lepszych nastrojach zajęli się swoimi wypracowaniami. James kilkakrotnie próbował namówić Remusa, aby ten dał im swoje do odpisania, ale Lunatyk, jak zwykle pozostawał nieugięty.
-       Och na gacie Merlina, Luniu! – oburzył się Syriusz, wertując kartki jakiejś opasłej i zakurzonej księgi.- Przestań się droczyć i daj nam odpisać.
-       Musicie sami to zrobić, żeby zapamiętać wszystkie te informacje. Na tym polega szkoła, Łapo.
-       Remus, błagam cię… Niby, kiedy będzie mi potrzebna informacja, że najsłabszym punktem na ciele smoka, jest jego oko?
-       Kto wie?
-       No jasne, już sobie wyobrażam, że za kilka lat ktoś zwraca się do mnie z prośbą o pomoc, jako autorytetu w dziedzinie walki ze smokami…
-       Nigdy nic nie wiadomo, Syr – odezwał się filozoficznie James, odsuwając od siebie swoje wypracowanie i zezując na Lily, która właśnie mignęła między regałami książek.
Zanim któryś z przyjaciół zdążył go powstrzymać, James wystartował zza stołu i pognał za dziewczyną.
-       Głupi – ocenił Syriusz, wzdychając i powracając do swojego wypracowania.
-       Gdzie Liz? – zainteresował się Remus, pochylając się nad niedokończonym wypracowaniem Jamesa i wykreślając zdanie zawierające błąd ortograficzny.
-       Dałem jej zajęcie przynajmniej na godzinę.
-       Czy mówisz o tej walentynce, której słowa ma ułożyć z rozsypanki literowej? Zrobiłeś to?
Syriusz uśmiechnął się przebiegle, potwierdzając. Remus pokiwał głową z uznaniem. 
-       Ale to nie może zająć jej więcej niż piętnaście minut – zauważył Lupin po namyśle.
-       Jeżeli mówię, że będzie nad tym siedzieć godzinę, to będzie – zachichotał Syriusz. – Liza nie wie, że brakuje jednej litery w kilku zdaniach.
-       Jakiej?
Syriusz, nadal chichocząc, poluzował krawat i zaczął odpinać górne guziki koszuli. W końcu zaprezentował zdumionemu Remusowi swoje obnażone ramię z wypisaną na nim literą S. 
-       Jesteś stuknięty – ocenił Lupin.
-       Może, ale to ja dziś wieczorem wpakuję komuś ręce pod bluzkę, a ty będziesz się uczył, a potem uśniesz z książką na twarzy.
Remus prychnął ze złością, ale został zagłuszony przez wysoki dziewczęcy pisk pełen złości. Po nim nastąpiła seria głuchych uderzeń, aż w końcu James wyjechał zza regałów na plecach. Zapewne za sprawą jakiegoś zaklęcia Rogacz, nie tracąc na prędkości, przebył całą bibliotekę, a potem wyrżnął potylicą o zamknięte skrzydło drzwi. Lily wyszła zza półek. Była rozjuszona niczym kotka. W jednej ręce ściskała swoją różdżkę, którą cały czas celowała w brzuch Jamesa, a w drugiej kilka książek. Przeszła obok rozpłaszczonego na podłodze Pottera i trzasnęła drzwiami. Jim niósł oba kciuki w górę, szczerząc się do przyjaciół radośnie i zupełnie nieadekwatnie do sytuacji. 


Well I'd give it all back just to do it again
 Yeah I'd turn back time, be with my friends
 Yeah I'd give it all back just to do it again
 Turn back time, be with my friends
 Yeah I'd give it all back just to do it again
 Turn back time and be with my friends
 Yeah I'd give it all back just to do it again
 Turn back time, be with my friends
 Tonight
 (Noah And The Whale - Give It All Back)

Remus zorientował się, że uczniowie zaskoczeni są zachowaniem Irytka wobec niego. Wielu z nich, w tym Harry, miało na twarzach wyraz oburzenia oraz zniesmaczenia. Owszem, dla nich był to tylko przejaw braku szacunku dla nauczyciela, jaki nie zdarzył się nigdy wcześniej w zamku.  Jednak dla Remusa było to coś więcej. Wspomnienie.
Otwierając drzwi pokoju nauczycielskiego, miał przed oczami duszy obraz Syriusza i Jamesa, którzy za każdym razem gdy, od tamtych pamiętnych walentynek, spotykali Irytka, zaczynali śpiewać tą głupią piosnkę, niczym trio z piekła rodem. Naprawdę trwało to długo, zanim im się znudziło.
Idiotyczna piosenka Irytka, często rozbrzmiewała podczas pierwszego miesiąca pracy Remusa w Hogwarcie. Nic nie robił, aby go uciszyć. To było dobre wspomnienie, więc nie chciał się go jeszcze pozbywać. To był ślad, że on, Syriusz i Jim kiedyś byli przyjaciółmi i wtedy najstraszniejszymi rzeczami z jakimi musieli się zmagać była nieśmiałość, praca domowa i niechęć płci przeciwnej.


Syriusz wstał, otrzepał spodnie i rozejrzał się dookoła po kuchni domu, do którego się włamał. Nie zdążył powiedzieć Harry’emu, jak mógłby poradzić sobie ze smokiem. Chociaż to było tak wiele lat temu, do dziś pamiętał ten dzień, kiedy Remus rugał go za brak entuzjazmu wobec nauki. Jakże zabawnie czasami życie się toczy. Naprawdę zapamiętał to ze swojego wypracowania na Opiekę nad Magicznymi Stworzeniami. Chociaż wtedy, mając piętnaście lat dałby sobie uciąć rękę, że nigdy, ale to nigdy w życiu nie przyda mu się ta wiedza. Żałował, że mu przeszkodzono i nie mógł podzielić się tym z pozoru bezsensownym faktem z Harrym.
Wyszedł na zewnątrz i przywołał Hardodzioba. Z resztą, myślał, gdy już on i hipogryf szybowali nad pogrążoną w mroku wioską. Harry to mądry dzieciak. Nikt nie ma tyle szczęścia, co on. Z całą pewnością poradzi sobie z każdym smokiem. Przecież to syn Jamesa, a on w końcu poradził sobie z Lily.

15 komentarzy:

  1. 0 komentarzy dzień po opublikowaniu? Jak to możliwe?! Przecież wszyscy tak kochamy astalkę. Opowiadanie (jak zwykle :D) BOSKIE! Szkoda, że takie krótkie. Szczerze mówiąc spodziewałam zię czegoś w stylu osobnych wydażeń z życia każdej pary w HP w Walentynki.Ale i tak jest genialne. I tyle.
    Wierna fanka vel Atalanta vel "jak tam chcesz" :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Rewelacja, dzięki Astal! Ogromnie mi się podobało, zwłaszcza smaczek z Syriuszem i smokiem. Może, może to jakaś mobilizacja do nauki skoro kiedyś mogłabym ocalić wiedzą świat ;)?

    Pozdrawiam,
    Torlara

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie uwierzysz, ale przed wejściem na twojego bloga czytałam 4 część harrego Pottera ;) Kocham <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Przez głupią sesję zapomniałam przeczytać - weszłam, ucieszyłam się że jest a potem entomologia zawróciła mi w głowie i zapomniałam.
    Uwielbiam twoje powroty do Hogwartu za czasów Huncwotów, uwielbiam twoich Huncwotów i uwielbiam twoje miniaturki okolicznościowe. Ostatnio ku mojej radości jest ich coraz więcej muszę więc zapytać, bardziej z ciekawości - nie masz czasem ochoty wrócić do nich całkiem na stałe??
    Tymczasem przeczytam to jeszcze raz, tak żeby dzień był jeszcze lepszy :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie, jakoś nie mam. Zaczęłam pisać już na zapas nowe opowiadanie i poczułam sympatię do moich nowych bohaterów. Obiecuję, Wy też ich polubicie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Wybacz, że tak późno, kompletnie nie miałam czasu by coś napisać! Dziękuję Ci bardzo, że w końcu do nas wróciłaś. ;) Ochh, jak ja uwielbiam twoich Huncwotów, przyznaję, że okropnie mi ich brakuje. Co do tego, że polubimy Twoich nowych bohaterów to więcej niż pewne! My kochamy wszystko co wychodzi spod Twojego pióra. ;) Niecierpliwie czekam na kolejny odzew! ^^
    P.S. Zwalczyłaś sesje bez zbędnych ofiar?

    OdpowiedzUsuń
  7. Och sesja... sesja... Musiałam złożyć krwawą ofiarę bogom leksykologii z elementami leksykografii, ale już jest ok. Cóż, co do tego czy kochacie, to bym się kłóciła (wciąż pamiętam, że nikt nie lubił Liz i Megan :C), ale tym razem bardziej przyłożyłam się do portretów psychologicznych moich nowych dzieci :)

    OdpowiedzUsuń
  8. No cóż nie wiem czy to jakieś pocieszenie teraz i czy to coś znaczy, ale akurat Liz lubiłam bardzo :D Miałam do niej szczególny sentyment do samego końca i nadal mam, nie rozumiem czemu miałoby się jej nie lubić :) W przeciwieństwie do Lily, za którą nigdy nie przepadałam w żadnej formie i żadnym opowiadaniu (napisała dziewczyna która prowadzi bloga o Lily Evans, o ironio!)

    OdpowiedzUsuń
  9. Astal, owszem czasem narzekamy, że czemu tak, a nie inaczej, ale.. przecież nadal czytamy dalej, bo to tak tylko dla zasady. ^^ Przyznaję, Liz nie była moją ulubienicą, ale Megan - wiedziałam, że czai się w niej coś więcej niż na pozór mogło by się wydawać. ;) Czekam okropnie niecierpliwie na kolejną notkę! Całuje ciepło w te chłodne dni. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ ja nie śmiem wypominać :) Już jestem starsza i mądrzejsza, krytykę znoszę o wiele lepiej. Narzekajcie, bo wtedy wiem, co robię źle i mam szansę na poprawę :D

      Usuń
  10. Dopiero dziś przeczytałam i powiem szczerze - rozpłakałam się jak dziecko. Znów poczułam się jak dwunastolatka. Nie masz pojęcia jaką radością jest dla mnie fakt, że chociaż pani Rowling już nie pisze ty do tego wróciłaś! Ah, gdybyś tylko wiedziała, że od sześciu lat byłaś moim ratunkiem przed szarą rzeczywistością. Z końcem twojego opowiadania o Huncwotach skończyła się część mojego dzieciństwa. Teraz wszystko wróciło. Chcę po prostu powiedzieć - Dziękuję, że znów piszesz.

    OdpowiedzUsuń
  11. Czytając ostatnia notkę o Huncwotach miałam łzy w oczach... Mam kilka takich swoich ulubionych postów na Twoim starym blogu, które mnie zrozumią (jak głupio to nie brzmi). Mogę mieć tylko nadzieję, że opowiadanie nowych bohaterach skończy się szczęścliwie! Jesteś wielka!
    Czytając tą notkę czułam się podobnie! Tak samo jak wtedy gdy czytam moment w HP gdy ma kamień wskrzeszenia w reku i rozmawia z rodzicami...
    Wiedz, że jesteś wspaniała, Twoja wierna fanka, Karolina.

    OdpowiedzUsuń
  12. Witaj. Nie może nic być "bardziej bagatsze", może być, albo "bardziej bogate", albo bogatsze". Karolina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A gdzie dokładnie popełniłam ten błąd? Bo jakiś nie mogę znaleźć.

      Usuń
  13. Cudowny *-* (Wiem,wiem powtarzam się ;p) Ale ja tak kocham Hunców! ;D <3 Więcej! Daj mi więcej!
    Mam ochotę gorzko zapłakać myśląc,że Lily i James nie żyją ;-; Mimo,że żyją tylko w mojej wyobraźni i w kilku czarnych literkach,to nadal jest mi smutno ;-;

    OdpowiedzUsuń