czwartek, 24 grudnia 2015

Rozdział Trzydziesty Pierwszy - Harry

Wpadłam na ten pomysł podczas pewnego nudnego dnia w pracy. Właśnie sprawdzałam na ile kroków długi jest sklep (dwanaście, jakby kogoś obchodziło). Wiem, że jestem paskudna. Ale, jak tęsknię za domem i chyba to dla tego. 
Wesołych Świąt, kochani. Szczęśliwego karpia i smacznych pierogów. Ja czekam na sałatkę ziemniaczaną mojej cioci oraz barszczyk. A Wy na co? 
Buziaki, 
Astal. 




Jasne, ciepłe światło oślepiło go. Ogarnął go cudowny zapach pieczeni i ziół.  
Siedząca przy stole rudowłosa kobieta podniosła głowę. W ręce miała miskę pełną warzyw.  
-        Synku! – zawołała Lily, wstając i marszcząc rude brwi. – Uważaj podłogę! Jesteś cały w błocie!
Spojrzał w dół i zobaczył swoje ubłocone buty. Zorientował się też, że trzyma miotłę. Swojego ukochanego nimbusa 2000. Całego, ale potwornie brudnego.
-        Ojej przepraszam – wybełkotał, robiąc krok do tyłu. Nagle zamarł, osłupiały ze zdziwieniem odkrywając, że jego głos uległ zaskakującej zmianie. Zdało mu się, że nie należy do niego. Był o wiele wyższy niż jego, o wiele bardziej… dziecięcy?
Potarł dłońmi twarz i ponownie odkrył coś niepokojącego. Jego policzki były gładkie, kompletnie bez śladu zarostu, a przecież nie golił się do prawie tygodnia.
-        Nic się nie stało, kochanie – powiedziała, odrzucając loki, które zsunęły się jej z ramienia. – Przebierz się. Wasz ojciec będzie zaraz.
Harry nie mógł ruszyć się z miejsca. Stał niczym zamurowany. Trochę błota skapnęło mu z policzka na drewnianą podłogę. Lily nie zauważyła tego, gdyż krzątała się po kuchni nucąc. Było to przestronne, jasne pomieszczenie o żółtych ścianach. W centralnym miejscu stał duży dębowy stół, na którym nakryte było już do obiadu. Na parapecie pod oknem w doniczkach rosły zioła i kwiaty. Dalej widać było duże dwuskrzydłe drzwi prowadzące do salonu.
-        Harry? – Lily zerknęła przez ramię. – Czemu tak stoisz? Czy wszystko w porządku?
-        C-co?
-        Pytam czy wszystko ok? – powtórzyła, wycierając ręce w fartuch. Z jego kieszeni wystawała różdżka. Podeszła do syna, pochylając się. Była od niego wyższa o głowę. Miała słodki, delikatny głos. – Uderzyłeś się w głowę, jak latałeś na miotle? Źle się czujesz?
Sięgnęła ręką i dotknęła czoła Harry’ego.
-        Wszystko… dobrze… - powiedział, z zachwytem wpatrując się w nią. Była trochę starsza, niż ostatnio, kiedy ją widział i jeszcze piękniejsza. Pachniała, jak mu się zdawało, cytrynami, ale też kosmetykami. Jej ręka była drobna i ciepła w zetknięciu z jego czołem. Chciał, żeby Lily już nigdy nie odchodziła od niego.
-        No to leć do łazienki i zdrap to błoto z siebie – zaśmiała się Lily, dając mu przytyczka w nos. Machnęła różdżką i usunęła ślady jego stóp z dywanu.
Harry, nadal oszołomiony, pokiwał głową a ona odeszła w stronę kuchenki. Coś w garnku gotowało z wesołym bulgotem i roztaczało wspaniały zapach cebuli, bazylii i pomidorów.
-        Zajrzyj do brata! – zawołała za nim Lily, a Harry, aż potknął się z wrażenia.
Przechodząc obok salonu ujrzał kojec. Z walącym sercem podkradł się do niego i zajrzał do środka. Spojrzała na niego identyczna para oczu, jak te jego. Pulchny dwuletni chłopiec uśmiechnął się, a potem wrócił do konstruowania wieży w dużych, kolorowych klocków. Na sobie miał koszulkę z napisem „przyszła gwiazda quidditcha”. Jego ciemne włosy sterczały po potterowsku na wszystkie strony. Harry rozdziawił usta, wpatrując się w dziecko.
-        W jednym kawałku? – zawołała Lily z kuchni, rozbawiona. – Żyje?
-        E… No… Żyje... – wydukał Harry. Był za głęboko w szoku, aby wyczuć żart. To wszystko, co widział wydawało mu się niesamowite i przytłaczające za razem.
Ruszył w stronę łazienki, zaskoczony sam tym, że wie gdzie to jest. Jego ciało ruszało się samo. Jakby żył w tym domu od lat. Jakby się tu wychował.
Z zapartym tchem wspiął się na piętro i stanął przed drzwiami, na których ktoś wykaligrafował jego imię. Litery mieniły się na zielono i złoto. Nacisnął klamkę i wszedł do środka. Każda komórka jego ciała czuła, że to jego miejsce. Wszystko tu należało do niego, od krzywo poustawianych książek na półkach aż po porozrzucane po podłodze ubrania. Porozklejane na ścianach plakaty wychwalały brytyjską reprezentację w quidditcha. Same ściany miały odcień butelkowej zieleni. Harry nagle przypomniał sobie, że to on sam wybrał ten kolor. Na komodzie stały zdjęcia jego, Rona i Hermiony – w szkole, na wspólnych wakacjach oraz przy urodzinowym torcie. Wziął jedno do ręki, a Ron mrugnął do niego. Harry uśmiechnął się i do swojego przyjaciela. Jak dawno to było, gdy widział go takiego młodego? Wydawało mu się, że wieki temu, jakby w innym życiu.
Zastanowił się nad tym chwilę, ale potem nagle wszelkie wątpliwości odpłynęły od niego i utonęły w ciepłej mgle zapomnienia. Zmieniwszy obrania, udał się na dół, skąd dochodziły radosne głosy.
-        Tata… - wyszeptał Harry, zatrzymując się na podeście schodów. Poczuł, że jego serce ściska się z nerwów.
James podniósł głowę i uśmiechnął się. Był taki, jak Harry chciał, żeby był.
-        Cześć dzieciaku – powiedział, salutując mu. – Podobno przyniosłeś połowę bagna do domu…
Harry nie dał mu dokończyć. Podbiegł do ojca i rzucił się mu w ramiona. Usłyszał śmiech Lily za sobą.
-        Aż tak się za mną stęskniłeś? – James poklepał go po plecach i zmierzwił mu włosy.
-        Obiad czeka – powiedziała, mijając ich. Na biodrze usadziła sobie drugiego syna.
Harry, zasiadając z rodzicami do wspólnego obiadu, czuł, że wszystko jest idealnie. Każdy element jego życia ułożył się na miejsce.
James opowiadał o tym, co działo się w pracy. Harry słuchał z uwagą i śmiał się z żartów ojca. Uwaga Lily podzielona była między karmienie synka a słuchanie męża oraz pilnowanie, aby Harry zjadł wszystkie warzywa. W jakiś sposób umiała robić te wszystkie rzeczy na raz.
-        Harry! – zawołał nagle James, tak jakby coś właśnie mu się przypomniało. – Udało mi się dostać bilety!
-        Jakie bilety?
James z dramatyzmem wyciągnął z kieszeni plik pergaminów.
-        A jakie mogłyby być? – zawołał, udając przerażenie. Zapewne myślał, że Harry żartuje. – Na mistrzostwa!
Harry zerwał się z krzesła, upuszczając sztućce. Już miał cos powiedzieć, gdy nagle usłyszał nad sobą grzmot. Wszystko dookoła zatrzęsło się i rozmazało.
-        Mamo! Tato! – zawołał Harry, sięgając do ręki Jamesa. Jego dłoń przeszła przez niego jak przez mgłę.
Nagle wszystko zrobiło się czarne.
-        Szefie! Szeeeeeefie!
Nagle Harry odczuł, że leży na czymś twardym i niewygodnym, a do tego zimnym. Otworzył  oczy i zobaczył nad sobą Brada i dwójkę aurorów ze swojego zespołu. Usiadł gwałtownie. Odskoczyli od niego, tak jakby miał ich za chwilę zaatakować.
-        Wszystko w porządku, sir? – zapytał powoli Bradley.
-        Miałem sen…
-        Wszyscy mieliśmy – powiedziała jedna z czarownic, Lizzy.
Harry rozejrzał się i zobaczył resztę aurorów siedzących na ziemi albo jeszcze śpiących. Wszyscy dookoła wyglądali na oszołomionych.
-        Nie miałbym nic przeciwko, gdyby ten sen był prawdą…. – powiedział cicho Brad, rozglądając się dookoła. Harry poczuł, ukłucie w sercu. Przypomniał sobie Lily, Jamesa i młodszego braciszka.  – Co to było? Jakaś pułapka?
-        Syrena…
Wszyscy spojrzeli na Mneme. Stała do nich odwrócona plecami, wpatrując się w wzgórza. Z jakiegoś powodu bardzo chciała iść z oddziałem w teren, chociaż nigdy tego nie robiła. Teraz zachowywała się dziwnie i tajemniczo.
-        Taka z ogonem? Pół ryba?
-        Nie, Brad… Taka prawdziwa. Zastawiła na nas pułapkę. Gdybyśmy się nie obudzili, zostalibyśmy w niej na zawsze. W naszych idealnych światach…
-        I co by się z nami stało?
-        Umarlibyśmy z głodu i wycieńczenia… Ale bylibyśmy idealnie szczęśliwi…
Nagle ciemny kształt pojawił się konarze wielkiego drzewa na wzgórzu naprzeciw nich. Wszyscy przytomni poderwali się na nogi, łapiąc różdżki.
Harry zobaczył, że to bardzo chuda kobieta w płaszczu zrobionym, jak mu się zdawało z piór. Nie widział jej twarzy, bo miała zaciągnięty głęboko na głowę kaptur. W rękach trzymała łuk i strzałę. 
Mneme wrzasnęła coś w swoim ojczystym języku i ruszyła biegiem przed siebie. Przedziwna postać na drzewie wydała z siebie wysoki, skrzekliwy dźwięk, a potem niespodziewanie zniknęła z chmurze ciemnego dymu.
Wszyscy nieprzytomni dotąd aurorzy ocknęli się. Uczucie złowrogiej magicznej aury zniknęło. Harry odetchnął z ulgą. Mneme wyglądała na absolutnie wściekłą.

-        Czy ktoś może mi wyjaśnić, o co tu do cholery chodzi – odezwał się Brad, przerywając ciszę. – I od kiedy syreny nie mają ogonów ryb? 

6 komentarzy:

  1. Wesołych świąt Astalko ! Zdrowia, szczęścia, żeby wszystko Ci się ułożyło i żeby rok 2016 był o niebo lepszy :)
    PS.Pierogi były smaczne, ale niestety pozostają już tylko wspomnieniem

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie zdążyłam jeszcze nacieszyc się poprzednim rozdziałem, a tu taka niespodzianka! Raczej nie mam zwyczaju zostawiać komentarzy (a czytam od początków jeszcze onetowego blogu), ale tym razem robię wyjątek - bo święta i zbliżający się nowy rok, i w ramach za frajdę jaką mi sprawiłaś tymi rozdziałami ;) w kazdym razie! Chciałam życzyć Ci jak najwięcej szczęścia, sukcesów,wymarzonej pracy, oraz olbrzymiej radości z pisania ;) Rób co kochasz a wszystko się w końcu ułoży. A co do samych postów: miło było znowu oczami wyobraźni zobaczyć Jamesa ;) a i wizja małego Harry'ego bardzo mi podpasowala ;) Jestem również bardzo ciekawa dalszych losów młodego Malfoya.
    Jeszcze raz wszystkiego najlepszego!

    OdpowiedzUsuń
  3. Droga Astal! Nie dawno trafiłam na twój blog i od razu się w nim zakochałam. Nie cały tydzień temu znalazłam opowiadanie o Huncwotach, ale zdążyłam przeczytać je w trzy dni i teraz skończyłam właśnie twoją ostatnią (narazie) notkę. Ze zniecierpliwieniem oczekuję na kolejną!
    Katherine Bellt

    OdpowiedzUsuń
  4. Sczęśliwego Nowego Roku Astalko ^^ Dziękuję za notkę, bardzo lubię twoje opowiadania :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Astalko!
    super super! pełen zachwyt i czapki z głów!
    aż szkoda że się skończyło:)
    pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiam Twoje opowiadanie! Postacie, które kreujesz są 'żywe' i bardzo interesujące, każda z nich ma swoją odrębną, równie ciekawą historię. Nie mogę się doczekać kolejnych postów!!!

    OdpowiedzUsuń