Smacznego a ja idę odmrażać nogi i tyłek, bo dziś zmarzłam na Nowym Świecie podziwiając iluminacje.
Wasza,
Astal
Święta to
był szczególny czas. Nawet w domu rodzinny Black-Potter-Lupin. Oczywiście dwa
pierwsze człony z nazwiska nie dużo robiły sobie ze świątecznych porządków oraz
innych rodzajów przygotowań. Dlatego więc będąc na zakupach Remus cały czas
martwił się tym, co działo się w domu. W jego głowie przewijały się szalone
wizje Harry’ego i Syriusza demolujących dom. W rzeczywistości zadanie, jakie zlecił tamtej
dwójce, czyli posprzątanie salonu i oprawienie choinki, nie było niczym
niebezpiecznym, ale przecież oni nawet z mycia zębów umieli zrobić trzecią
wojnę światową. Dwa dni temu, gdy poprosił ich o pomoc przy dekorowaniu domu
lampkami, to skończyło się na tym, że Syriusz o mało nie skręcił karku na
oblodzonej drabinie, a Harry zleciał z dachu i byłby pewnie się połamał, gdyby
nie szybka reakcja Remusa.
Spojrzał na
listę zakupów i ignorując dopiski Harry’ego („zimne ognie i torba chipsów dla
Harry’ego”), zaczął sprawdzać czy pamiętał o wszystkim. Był zamyślony tak
bardzo, że nie zauważył kobiety, która stała nieopodal niego i przyglądała mu
się.
-
Remus? –
odezwała się, a on był tak zaskoczony słysząc swoje imię, że aż upuścił
mrożonego indyka na jej buty.
-
O rety –
wyjąkał, kiedy ona zebrała indyka z posadzki i wcisnęła mu go z powrotem w
objęcia. – Och świetnie wyglądasz! Nic się nie zmieniłaś. K-kiedy wróciłaś?
-
Proszę
państwa co za emocje! – wołał Syriusz stojący na stoliku do kawy na środku
salonu. – Nasz najmłodszy zawodnik zadziwił wszystkich swoim talentem w
choinkowego quidditcha!
Harry, który
wisiał w powietrzu tuż obok choinki zachichotał. Dzięki temu mógł bez problemu
mógł zawieszać bombki, chociaż nie udawało mu się to robić tak, aby drzewko
wyglądało estetycznie. Po prostu łapał ozdoby choinkowe, które rzucał mu
Syriusz, a potem zarzucał je na gałązki drzewka.
-
Co wy
wyprawiacie?! – rozległ się nagły krzyk od strony drzwi.
Syriusz tak
się przestraszył, że zmiażdżył bombkę, którą miał w ręku i opuścił różdżkę,
zapominając o zaklęciu, które utrzymywało Harry’ego. Chłopiec gruchnął na fotel z głuchym
łupnięciem. Kotka, która spała na poręczy tegoż fotela miauknęła z przerażeniem
i pomknęła do kuchni.
W drzwiach
stał nie kto inny, jak Lupin. Był blady z przerażenia. Przejęty Syriusz
zeskoczył z kanapy i podbiegł do swojego chrześniaka. Jednak Harry’emu nic się
na szczęście nie stało, choć od razu poskarżył się na ból w okolicy lewego
pośladka.
-
Czy coś się
stało? – rozległ się damski głos zza pleców Remusa.- Słyszałam, że cos upadło…
Syriusz,
który pochylał się nad Harrym, spojrzał w stronę drzwi i zamarł. Harry też
odwrócił się w tamtą stronę. Damski głos należał do niewysokiej kobiety, która
stała na progu ich domu. Z początku Harry pomyślał, że to młoda dziewczyna, jednak,
gdy lepiej jej się przyjrzał uznał, że może ona być rówieśniczka Lupina i
Syriusza. Miała gęste, kręcone włosy
koloru mlecznej czekolady i mnóstwo piegów na twarzy. Z początku, na widok
Syriusza zamarła i zrobiła wystraszoną minę, ale zaraz potem uśmiechnęła się
łagodnie i radośnie. Na jej twarzy dookoła oczu i ust pojawiły się zmarszczki
mimiczne i przez to utraciła trochę swój dziewczęcy wygląd.
-
Liza… -
wydusił z siebie Syriusz, a Harry spojrzał na niego podejrzliwie.
-
Wejdź Liz –
odezwał się Lupin, łapiąc ją za ramię i wciągając do środka. – Nie stój na
progu. Daj płaszcz, ja powieszę.
Syriusz
wyprostował się, ale nadal nie ruszył się z miejsca. Harry, wychylając się zza
pleców swojego chrzestnego, przyglądał się Liz dokładnie. Gdy zdjęła buty na
obcasie okazała się jeszcze niższa. Lupin, dziwnie nerwowy i za wszelką cenę
starający się nie patrzeć na Syriusza, zaciągnął Liz do salonu i siłą usadził
na fotelu. W momencie, gdy kobieta usiadła, jej oczy padły na Harry’ego. Aż
krzyknęła ze zdumienia.
-
James!
-
Głupia
jesteś – odezwał się Syriusz łagodnym i pełnym uczucia głosem. – To jest Harry.
-
O boże
przepraszam! – Liz szybko zerknęła na Syriusza, a potem zwróciła się do
Harry’ego, który już zdążył usiąść w klasycznej pozycji. – Po prostu byłam
przyzwyczajona do widoku tej trójki razem, że jakoś bez zastanowienia
założyłam, ze on powinien tu być.
-
W porządku.
Często mnie mylą z tatą. Syriusz czasami też woła na mnie „James” jak się
zapomni.
W
złotobrązowych oczach Liz, gdy spojrzała na Syriusza, błysnął wyrzut. On
przewrócił oczami, tak jakby doskonale wiedział, co ona chciała mu powiedzieć.
-
Harry chodź,
zrobimy herbatę – odezwał się Lupin, łapiąc podopiecznego za ramię i holując go
w stronę kuchni.
Gdy zaleźli
się w kuchni Lupin zamknął za nimi drzwi i robił tyle nienaturalnego hałasu
przy szukaniu kubków, że Harry nie wytrzymał i zapytał:
-
Remus… kim
jest ta pani?
-
Liz? Hmmm
ona jest… Trudno trochę określić jednym zdaniem…
-
Remus…
-
Ok. ok. Elizabeth
Tucker jest byłą dziewczyną Syriusza.
-
Co?! On miał
dziewczynę?
-
No… miał w
szkole. Liza była też przyjaciółką Lily.
-
Dlaczego ja
o takich rzeczach dowiaduję się zawsze ostatni?
-
Ciiicho
Harry. Dajmy im sobie porozmawiać. Nie widzieli się czternaście lat.
-
Opowiedz mi
wszystko.
-
Nie wiem czy
jestem najlepszą osobą, aby opowiadać o życiu Syriusza.
-
Jak nie mi
nie powiesz, to do nich tam pójdę.
Remus
westchnął i wskazał Harry’emu krzesło, a potem sam siadł na drugim.
W salonie
pozostawieni sami sobie Liz i Syriusz długo milczeli, aż w końcu oboje naraz
otworzyli usta, chcąc coś powiedzieć.
-
Ty pierwszy
– powiedziała Liz, ale on potrząsnął przecząco głową.
-
Ty mów, co
chciałaś powiedzieć…
-
Ja.. –
zaczęli oboje i natychmiast zamilkli.
Zza drzwi
kuchni dochodziły głośne dźwięki otwierania i zamykania szafek. Liz miętosiła w
obu dłoniach swoją spódnicę. W końcu nagle się wyprostowała, spojrzała na
Syriusza a wyraz jej twarzy wskazywał na to, że podjęła jakąś decyzję. Zanim on
zareagował wstała i rzuciła mu się na szyję.
-
O rety
Syriusz! Nic nie mów! Nic nie mów! Tak mi ciebie brakowało. Tak się cholernie o
ciebie bałam – głos jej drżał i dostała nagle kataru.
-
Liza…
-
Ja nie
wiedziałam! Moi bracia nic mi nie powiedzieli, a ja przecież bym wróciła! Mówili,
że pewnie umarłeś w celi…
-
Liza,
przecież wiesz, że twój powrót nic by nie zmienił. Dobrze, że nie wróciłaś. Nie
chciałem, żebyś widziała mnie w takim stanie – westchnął Syriusz, klepiąc ją po
głowie. – Dlaczego ty nadal pachniesz
cytrynami?
-
Bo nadal je
lubię.
Syriusz
otoczył ją ramionami i przycisnął do swojej piersi tak mocno, że aż stęknęła.
-
To takie
dziwne, że to pamiętam.
-
Dużo w końcu
razem przeżyliśmy – otarła łzy wierzchem dłoni i usiadła obok niego. – Długo mu
schodzi z tą herbatą – dodała, spoglądając w stronę drzwi.
-
Chrzanić
herbatę i tak jej nie znoszę, bo on robi za cienką. Zostaniesz u nas na święta?
-
Ale ja nie
wiem czy to wypada.
-
Daj spokój.
Lunatyk będzie bardziej niż szczęśliwy. Szkoda mi go trochę, że jest na nas
skazany.
-
Jesteś
straszny w roli rodzica?
-
Potworny.
O Matko!!! I właśnie przypomniałam sobie wszystkie wątki między Liz a Syriuszem!! Jak np. przyszła do niego w czasie burzy choć wcale się nie bała!!..Iii cytrusowy zapach..czekam na dalszą porcję notek na ich temat! To chyba moja ulubiona para:)!! Pozdrawiam i życzę Ci wesołych świąt!:*
OdpowiedzUsuńWięcej, więcej i więcej ! :)
OdpowiedzUsuńojej.. popłakałam się.. mmm.. kocham Twoje opowiadania! tyyyle lat je czytam uwielbiam... i nawet nazwałam swoją córeczkę Lili :) Dzięki!
OdpowiedzUsuńWiesz co? Chyba przeczytam znowu twoje opowiadanie o Huncach,bo już praktycznie nic nie pamiętam O_O
OdpowiedzUsuń