sobota, 15 grudnia 2012

Kolejny bonus, tym razem zasugerowany.

Zainspirowałam się komentarzem M.K. pod ostatnim bonusem.
Smacznego a ja idę odmrażać nogi i tyłek, bo dziś zmarzłam na Nowym Świecie podziwiając iluminacje.
Wasza,
Astal



Święta to był szczególny czas. Nawet w domu rodzinny Black-Potter-Lupin. Oczywiście dwa pierwsze człony z nazwiska nie dużo robiły sobie ze świątecznych porządków oraz innych rodzajów przygotowań. Dlatego więc będąc na zakupach Remus cały czas martwił się tym, co działo się w domu. W jego głowie przewijały się szalone wizje Harry’ego i Syriusza demolujących dom.  W rzeczywistości zadanie, jakie zlecił tamtej dwójce, czyli posprzątanie salonu i oprawienie choinki, nie było niczym niebezpiecznym, ale przecież oni nawet z mycia zębów umieli zrobić trzecią wojnę światową. Dwa dni temu, gdy poprosił ich o pomoc przy dekorowaniu domu lampkami, to skończyło się na tym, że Syriusz o mało nie skręcił karku na oblodzonej drabinie, a Harry zleciał z dachu i byłby pewnie się połamał, gdyby nie szybka reakcja Remusa.
Spojrzał na listę zakupów i ignorując dopiski Harry’ego („zimne ognie i torba chipsów dla Harry’ego”), zaczął sprawdzać czy pamiętał o wszystkim. Był zamyślony tak bardzo, że nie zauważył kobiety, która stała nieopodal niego i przyglądała mu się.
-      Remus? – odezwała się, a on był tak zaskoczony słysząc swoje imię, że aż upuścił mrożonego indyka na jej buty.
-      O rety – wyjąkał, kiedy ona zebrała indyka z posadzki i wcisnęła mu go z powrotem w objęcia. – Och świetnie wyglądasz! Nic się nie zmieniłaś. K-kiedy wróciłaś?


-      Proszę państwa co za emocje! – wołał Syriusz stojący na stoliku do kawy na środku salonu. – Nasz najmłodszy zawodnik zadziwił wszystkich swoim talentem w choinkowego quidditcha!
Harry, który wisiał w powietrzu tuż obok choinki zachichotał. Dzięki temu mógł bez problemu mógł zawieszać bombki, chociaż nie udawało mu się to robić tak, aby drzewko wyglądało estetycznie. Po prostu łapał ozdoby choinkowe, które rzucał mu Syriusz, a potem zarzucał je na gałązki drzewka.
-      Co wy wyprawiacie?! – rozległ się nagły krzyk od strony drzwi.
Syriusz tak się przestraszył, że zmiażdżył bombkę, którą miał w ręku i opuścił różdżkę, zapominając o zaklęciu, które utrzymywało Harry’ego.  Chłopiec gruchnął na fotel z głuchym łupnięciem. Kotka, która spała na poręczy tegoż fotela miauknęła z przerażeniem i pomknęła do kuchni.
W drzwiach stał nie kto inny, jak Lupin. Był blady z przerażenia. Przejęty Syriusz zeskoczył z kanapy i podbiegł do swojego chrześniaka. Jednak Harry’emu nic się na szczęście nie stało, choć od razu poskarżył się na ból w okolicy lewego pośladka.
-      Czy coś się stało? – rozległ się damski głos zza pleców Remusa.- Słyszałam, że cos upadło…
Syriusz, który pochylał się nad Harrym, spojrzał w stronę drzwi i zamarł. Harry też odwrócił się w tamtą stronę. Damski głos należał do niewysokiej kobiety, która stała na progu ich domu. Z początku Harry pomyślał, że to młoda dziewczyna, jednak, gdy lepiej jej się przyjrzał uznał, że może ona być rówieśniczka Lupina i Syriusza.  Miała gęste, kręcone włosy koloru mlecznej czekolady i mnóstwo piegów na twarzy. Z początku, na widok Syriusza zamarła i zrobiła wystraszoną minę, ale zaraz potem uśmiechnęła się łagodnie i radośnie. Na jej twarzy dookoła oczu i ust pojawiły się zmarszczki mimiczne i przez to utraciła trochę swój dziewczęcy wygląd.
-      Liza… - wydusił z siebie Syriusz, a Harry spojrzał na niego podejrzliwie.
-      Wejdź Liz – odezwał się Lupin, łapiąc ją za ramię i wciągając do środka. – Nie stój na progu. Daj płaszcz, ja powieszę.
Syriusz wyprostował się, ale nadal nie ruszył się z miejsca. Harry, wychylając się zza pleców swojego chrzestnego, przyglądał się Liz dokładnie. Gdy zdjęła buty na obcasie okazała się jeszcze niższa. Lupin, dziwnie nerwowy i za wszelką cenę starający się nie patrzeć na Syriusza, zaciągnął Liz do salonu i siłą usadził na fotelu. W momencie, gdy kobieta usiadła, jej oczy padły na Harry’ego. Aż krzyknęła ze zdumienia.
-      James!
-      Głupia jesteś – odezwał się Syriusz łagodnym i pełnym uczucia głosem. – To jest Harry.
-      O boże przepraszam! – Liz szybko zerknęła na Syriusza, a potem zwróciła się do Harry’ego, który już zdążył usiąść w klasycznej pozycji. – Po prostu byłam przyzwyczajona do widoku tej trójki razem, że jakoś bez zastanowienia założyłam, ze on powinien tu być.
-      W porządku. Często mnie mylą z tatą. Syriusz czasami też woła na mnie „James” jak się zapomni.
W złotobrązowych oczach Liz, gdy spojrzała na Syriusza, błysnął wyrzut. On przewrócił oczami, tak jakby doskonale wiedział, co ona chciała mu powiedzieć.
-      Harry chodź, zrobimy herbatę – odezwał się Lupin, łapiąc podopiecznego za ramię i holując go w stronę kuchni.
Gdy zaleźli się w kuchni Lupin zamknął za nimi drzwi i robił tyle nienaturalnego hałasu przy szukaniu kubków, że Harry nie wytrzymał i zapytał:
-      Remus… kim jest ta pani?
-      Liz? Hmmm ona jest… Trudno trochę określić jednym zdaniem…
-      Remus…
-      Ok. ok. Elizabeth Tucker jest byłą dziewczyną Syriusza.
-      Co?! On miał dziewczynę?
-      No… miał w szkole. Liza była też przyjaciółką Lily.
-      Dlaczego ja o takich rzeczach dowiaduję się zawsze ostatni?
-      Ciiicho Harry. Dajmy im sobie porozmawiać. Nie widzieli się czternaście lat.
-      Opowiedz mi wszystko.
-      Nie wiem czy jestem najlepszą osobą, aby opowiadać o życiu Syriusza.
-      Jak nie mi nie powiesz, to do nich tam pójdę.
Remus westchnął i wskazał Harry’emu krzesło, a potem sam siadł na drugim.

W salonie pozostawieni sami sobie Liz i Syriusz długo milczeli, aż w końcu oboje naraz otworzyli usta, chcąc coś powiedzieć.
-      Ty pierwszy – powiedziała Liz, ale on potrząsnął przecząco głową.
-      Ty mów, co chciałaś powiedzieć…
-      Ja.. – zaczęli oboje i natychmiast zamilkli.
Zza drzwi kuchni dochodziły głośne dźwięki otwierania i zamykania szafek. Liz miętosiła w obu dłoniach swoją spódnicę. W końcu nagle się wyprostowała, spojrzała na Syriusza a wyraz jej twarzy wskazywał na to, że podjęła jakąś decyzję. Zanim on zareagował wstała i rzuciła mu się na szyję.
-      O rety Syriusz! Nic nie mów! Nic nie mów! Tak mi ciebie brakowało. Tak się cholernie o ciebie bałam – głos jej drżał i dostała nagle kataru.
-      Liza…
-      Ja nie wiedziałam! Moi bracia nic mi nie powiedzieli, a ja przecież bym wróciła! Mówili, że pewnie umarłeś w celi…
-      Liza, przecież wiesz, że twój powrót nic by nie zmienił. Dobrze, że nie wróciłaś. Nie chciałem, żebyś widziała mnie w takim stanie – westchnął Syriusz, klepiąc ją po głowie.  – Dlaczego ty nadal pachniesz cytrynami?
-      Bo nadal je lubię.
Syriusz otoczył ją ramionami i przycisnął do swojej piersi tak mocno, że aż stęknęła.
-      To takie dziwne, że to pamiętam.
-      Dużo w końcu razem przeżyliśmy – otarła łzy wierzchem dłoni i usiadła obok niego. – Długo mu schodzi z tą herbatą – dodała, spoglądając w stronę drzwi.
-      Chrzanić herbatę i tak jej nie znoszę, bo on robi za cienką. Zostaniesz u nas na święta?
-      Ale ja nie wiem czy to wypada.
-      Daj spokój. Lunatyk będzie bardziej niż szczęśliwy. Szkoda mi go trochę, że jest na nas skazany.
-      Jesteś straszny w roli rodzica?
-      Potworny.

4 komentarze:

  1. O Matko!!! I właśnie przypomniałam sobie wszystkie wątki między Liz a Syriuszem!! Jak np. przyszła do niego w czasie burzy choć wcale się nie bała!!..Iii cytrusowy zapach..czekam na dalszą porcję notek na ich temat! To chyba moja ulubiona para:)!! Pozdrawiam i życzę Ci wesołych świąt!:*

    OdpowiedzUsuń
  2. Więcej, więcej i więcej ! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. ojej.. popłakałam się.. mmm.. kocham Twoje opowiadania! tyyyle lat je czytam uwielbiam... i nawet nazwałam swoją córeczkę Lili :) Dzięki!

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiesz co? Chyba przeczytam znowu twoje opowiadanie o Huncach,bo już praktycznie nic nie pamiętam O_O

    OdpowiedzUsuń