A i mam pytanie - czy ma ktoś ochotę poczytać moje mini opowiadanka spoza fanfikcji? Dajcie znać w komentarzach, to będę je publikować na cywilniaku czy coś.
Pozdrawiam,
wiosenna Astal
W klasyfikacji generalnej szkolnych
rozgrywek Quidditcha prowadził Hufflepuff. Na drugim miejscu ulokował się Slytherin
a za nim kolejno Gryffindor i Ravenclaw. Ostatni mecz przed przerwą zimową
rozegrał się między Puchonami a Gryfonami i zakończył się paskudną porażką dla
tych drugich. Wszystko przez kontuzję szukającego, która dała o sobie znać w
kluczowym momencie meczu. Biedny chłopiec został odtransportowany zaraz po
meczu do skrzydła szpitalnego, a jego koledzy z drużyny pokłócili się w pokoju
wspólnym między sobą. Sprzeczka była tak zażarta, że reszta gryfonów umknęła do
swoich dormitorium. Dwa dni przed świętami szkołę obiegła nowina, że jeden ze
ścigających gryfonów zrezygnował z grania w drużynie.
- To najgorsza
drużyna, jaką Gryffindor miał od dwudziestu lat – przyznał z żalem Teddy Lupin,
a James pokiwał smutnie głową.
Było późne popołudnie i cała
rodzina Weasley – Potter cieszył się ostatnim dniem ferii świątecznych. Jim
spojrzał na ojca i wujka Rona, którzy przysłuchiwali im się, siedząc w fotelach
przed telewizorem.
- Neville mi
już o tym pisał kiedyś – przyznał Harry. – Wspominał, że nie mogą zebrać się do
kupy i chociaż nie są najgorsi, to jednak nie liczy na puchar.
- To jest
koszmarne – poskarży się James, sprawdzając czy jego pianka już dostatecznie
się zarumieniła.
Z kuchni słuchać było podniesione
głosy. Teddy spojrzał w tamtą stronę, marszcząc brwi.
- Co się tam
dzieje?
- To Lily –
wyjaśnił James, trochę bełkotliwie, bo usta miał sklejone pianką. – Znowu
odstawia dramat, bo nie chce, żebyśmy wracali do szkoły.
Teddy wstał i ruszył do kuchni,
aby zapanować nas sytuacją. On także, jak z resztą wszyscy kuzyni Lily,
uwielbiał ją i miał do niej słabość. Czasami narzekał, że Harry i Ginny
wrabiają go w niańczenie jej, chociaż tak naprawdę uwielbiał się zajmować Lily,
bo nie dość, że ona znała wszystkie najświeższe plotki rodzinne, to jeszcze
mógł bezkarnie się bawić zabawkami, zapominając, że jest już dorosły.
Do pokoju wszedł Albus. Łypnął na
Jamesa i minąwszy go, usiadł obok ojca. Bracia byli pokłóceni, gdyż Albus ośmielił
sobie dowcipkować, kiedy Amber przysłała Jamesowi świąteczną kartkę z dość
bezpłciowymi życzeniami. Dla kontrastu Jim wysłał jej prezent w postaci
wielkiej czekolady. Zawiedziona mina Jamesa tak bardzo rozbawiła Albusa.
Oczywiście James poczuł, że jego męska duma została poważnie nadszarpnięta, a
całą swoją złość postanowił wyładować na bracie. Pobiliby się gdyby, nie szybka
reakcja Ginny, która rozdzieliła synów zaklęciem, a potem zrobiła im wykład.
Pomijając ten nieprzyjemny
incydent to święta Potterowie mogli zaliczyć do udanych. Wigilia jak zwykle
została urządzona u Hermiony i Rona, gdyż tylko oni mieli na tyle miejsca, aby
pomieścić całą rodzinę. Dom przy Grimmauld
Place 12 miał w prawdzie wiele pokoi przerobionych na bibliotekę, ale i tak
można było tam wstawić łóżka. Dzieci uwielbiały spać razem w bawialni.
Rozkładały śpiwory na podłodze i gadały całą noc, co chwila zakradając się do
kuchni po resztki z wigilijnej uczty.
Teddy
wrócił, niosąc Lily na barana.
- Rose rozlała
sobie na sukienkę czerwony barszcz i teraz beczy w swoim pokoju – oznajmiła
triumfalnie dziewczynka.
Ron wstał i udał się na górę, do
pokoju córki, a Lily zlazła z pleców Teddy’ego i siadła obok Jamesa. Brat bez
żadnego wahania oddał jej swoją piankę, którą opiekał nad ogniem. Albus
przyglądał im się spode łba. Harry poklepał młodszego syna po łopatce, chcąc go
pocieszyć trochę. Zawsze wydawało mu się, że powinien wspierać Albusa. Gdy
synowie byli w jakimś konflikcie, to zawsze po cichu brał stronę młodszego.
- Spoko tato –
powiedział cicho Al, jakby rozumiejąc myśli ojca. – James to pawian, ale to nie
jego wina. Hormony pomieszały mu w głowie.
- A ta Amber,
o której cały czas mówi… ładna jest?
- Jak cukierek
brzoskwiniowy – przyznał Albus niechętnie. Prawdę mówiąc trochę się peszył w
towarzystwie Amber. Wydawała mu się za żywa i jak na jego gust, mówiła za dużo.
W porównaniu do jej kuzynki, Darcy, była zdecydowanie za głośna. – Jimbo
strasznie się spina, żeby go polubiła bardziej. To śmieszne, jak się na to
patrzy.
- Nie bądź złośliwy,
Al. Nawet nie wiesz, jak niektórym chłopcom jest trudno rozmawiać z
dziewczynami.
- Masz na
myśli siebie, tato?
- Jak na
jedenaście lat jesteś wyjątkowo wredny, wiesz?
Albus wyszczerzył się, jakby
uznając to za komplement. Harry nie wiedział, co o tym myśleć, więc przeniósł
uwagę na to, co działo się obok nich. Lily i James sprzeczali się o coś
piskliwie, a Ron prowadził zapłakaną Rose do kuchni, gdzie siedziały Ginny i
Hermiona. Najwyraźniej Ron chciał wywabić plamę z sukienki córki, ale kiepsko
mu poszło i teraz zamiast plamy była wypalona dziura.
Ginny wiedziała, kiedy Harry miał
jakiś problem. Jakiś czas temu nabrał zwyczaju przytulania się do niej przed
snem i leżenia w całkowitej ciszy. Domyślała się, że wtedy myślał nad czymś
intensywnie bądź uspokajał się.
Obudziła się w nocy i zobaczyła,
że mąż jeszcze nie spał. Siedział skulony na swojej połowie łóżka i pochylał
się nisko nad jakąś książką. Blade światło różdżki nadawało jego twarzy
trupioblady kolor.
- Idź spać –
wymruczała Ginny, strącając książkę z łóżka. Upadła na podłogę z głuchym
stukiem. Harry podskoczył, zaskoczony.
- Obudziłem
cię? – zachrypiał, ale ona nie odpowiedziała, tylko złapała go za rękę i
zmusiła, aby położył głowę na jej plecach. Przytulił się do niej i zamknął
oczy, wsłuchując się w bicie jej serca.
Ginny pamiętała to, kiedy po raz
pierwszy tak leżeli przytuleni. To było w pierwszą noc po śmierci Voldemorta.
Jej rodzice zmusili Harry’ego aby zamieszkał z nimi. W nocy Ginny nie mogła
spać. Wiedziała doskonale, że on też nie śpi. Zakradła się do jego pokoju i
usiadła na skraju łóżka.
- Nie możesz,
czy nie chcesz usnąć? – zapytała wtedy, kładąc rękę na jego czole.
- Nie wiem –
zamruczał, leżąc na boku i wpatrując się w księżyc widoczny przez okno. – Czuję
się dziwnie teraz, kiedy już wszystko jest normalne.
- Zawsze mogę
rozstawić ci namiot w ogródku, jeżeli odwykłeś od spania w budynkach –
zażartowała, przeczesując palcami jego za długie włosy.
Harry parsknął śmiechem i zerknął
na nią skosem.
- Jesteś
dokładnie taką żmiją, jak mówili mi twoi bracia – powiedział miękko.
- Za to mnie
kochasz?
- Za to i za
wiele innych rzeczy.
Pociągnął ją do siebie, a ona
chętnie przystała na zmianę pozycji. Wślizgnęła się pod jego kołdrę. Położył
głowę na jej piersi i oplótł w pasie ramionami. Leżeli tak chwilę bez słów, ale
Ginny czuła, że zbliża się nieunikniona rozmowa, więc odezwała się pierwsza:
- Chcesz mi o
wszystkim opowiedzieć?
- Tak.
Przytuliła policzek do czubka
jego głowy i słuchała. Harry mówił o wszystkim, co przydarzyło mu się od
momentu, gdy zniknął z wesela Billa i Fleur. Mówił tak długo aż ochrypł, aż
zrobiło mu się sucho w gardle. Nie pomijał żadnych szczegółów, wyrzucał z siebie
wszystko, co nagromadził podczas tego ostatniego roku. W pewnym momencie głos
mu się załamał, ale Ginny była na tyle taktowna, aby udać, że wcale tego nie
zauważyła. Była mu to winna. Zawdzięczała mu to, że uratował cały jej świat.
Od tego czasu wiele razy Harry
przytulał ją w ten sposób. Dziś też najwyraźniej mu to pomogło, bo po jakimś
czasie rozluźnił się i położył się obok żony.
- Chciałbym
przedłużyć sobie urlop – wymruczał w końcu Harry. – Gdybym tylko mógł…
- Nie myśl o
tym teraz. Dopiero rano idziesz do
pracy.
- Cały czas
mam przed oczami tych ludzi ze szpitala…
- Bardzo są
poranieni?
- Uzdrowiciele
ich połatali, ale nadal nie jest z nimi dobrze. Nie mogłem znieść jak pytali
mnie czy już rozwiązałem to, kto ich zaatakował, a ja nie mogłem im odpowiedzieć.
Znaczy… Vasiliki odkryła, że zaatakowały harpie, ale co ja niby mam z tą
wiadomością zrobić? Nie ma harpii w całej Wielkiej Brytanii.
- Rozwiążesz
to – pocieszyła go Ginny, ale on tylko westchnął. – Dzieciaki już śpią. Chcesz
zakraść się do lodówki po ciasto?
James biegł zaaferowany przez
korytarz pociągu, zaglądając po kolei do wszystkich przedziałów. Nigdzie nie
mógł znaleźć Amber. Chwilę temu puścił mimo uszu radę, którą ojciec dał mu
jeszcze na peronie. Harry chciał, aby syn nadal próbował dostać się do drużyny
i nie rezygnował z latania. Niestety myśli Jima były już zajęte za bardzo,
Amber, aby słuchał uważnie ojca.
- James!
Jim odwrócił się i ujrzał Carla
oraz Chrisa. Skrzywił się na ich widok, bo chociaż ich lubił, to nie byli nawet
w połowie tak ładni jak Amber.
- Nie zalewa
cię fala miłości na nasz widok – rzekł kwaśno Chris, szturchając przyjaciela
między żebra. – Nie kochasz już mnie, Jimmy?
- Bardzo cię
lubię, stary, ale o miłości nie może być mowy. Ojciec nie wybaczyłby mi, gdybym
się związał z kimś, kto tak fatalnie gra w Quidditcha.
- Ach ranisz
mnie, J.S.!
- Natomiast
Carl to, co innego – zachichotał Jim, mrugając łobuzersko do drugiego
przyjaciela. – Jesteś na tyle ładny, że rodzice nie zauważyliby, że jesteś
chłopcem.
- Nie mam
pojęcia jak wy to robicie – burknął Carlisle, łypiąc na nich złowrogo. – Nawet
nie powiedziałem słowa, a już zostałem obrażony… Chodźcie, znajdziemy sobie
przedział.
Chwilę potem stanęła im na drodze
Victorie. Zmierzyła Jamesa i Chrisa lodowatym spojrzeniem.
- Słuchajcie
mnie, małe małpki – zaczęła, celując palcem w nos Jima. – To mój ostatni
semestr, jako prefekta naczelnego. Nie ma prawa się nic wydarzyć. Kompletnie
nic, zrozumiano?
- Droga
kuzynko- uśmiechnął się James, klepiąc ją po dłoni. – A kim ja jestem, aby
stawać na drodze przeznaczeniu?
- James! Ja
cię ostrzegam!
Chris posłał jej buziaka, a Carl
uśmiechnął się przepraszająco, a potem wszyscy trzej wślizgnęli się do pustego
przedziału, który mieli po swojej lewej stronie.
W innym przedziale Albus, Rose i
Darcy zdążyli się już zadomowić.
Dziewczyny rozmawiały o przebiegu świąt z entuzjazmem, a Albus milczał,
zastanawiając się, czy nie powinien pójść poszukać Scorpiusa. Jeszcze nikomu
się nie przyznał do tej niezwykłej przyjaźni i zastanawiał się czy w ogóle
powinien. Wydawało się, że ze Scorpiusem należy postępować ostrożnie. Może nie
czułby się dobrze w towarzystwie Rose i Darcy? Albus zerknął na dziewczyny.
Darcy z całą pewnością nie wyglądała na osobę sympatyczną. Małe kroki, pomyślał
Albus.
Za szybą drzwi mignęła jakaś niska
postać w grubych okularach. Darcy pomachała jej entuzjastycznie, a ona
odmachała nieśmiało.
- Kto to? –
zainteresowała się Rose, wychylając się, aby zobaczyć plecy oddalającej się
osoby w okularach.
- Moja
kuzynka, Amethyst – wyjaśniła Darcy, rozsiadając się wygodniej na ławce.
- Nie
wyglądała jak… hmm… - Rose zawiesiła głos, bo nie miała pojęcia jak wyrazić
swoich myśli, nie urażając nikogo.
- Nie
wyglądała jak dziewczyna?- zachichotała Darcy, machając ręką niedbale. – Nie
rób takiej miny, Rose. Przecież wiem, że przez te okulary i splątane włosy ona
bardziej przypomina kloszarda. Wszyscy jej to mówią, ale ona nikogo z rodziny
nie słucha. Wygląda trochę jak jakieś zwierzę, nie? – zamyśliła się, stukając
się palcem w podbródek. – Jak jedna z tych świnek morskich, co są takie
potargane.
- Jest dobrą
ścigającą – przypomniał sobie Albus. – Nieźle poradziła sobie w ostatnim meczu
ślizgonów. Jest malutka, ale śmiga całkiem nieźle na miotle.
- Dlaczego ty
nie latasz na miotle, Albus? – wypaliła nagle Darcy, mierząc go spojrzeniem.
Chłopiec spiął się i spojrzał w
bok. Rose szturchnęła przyjaciółkę w bok, ale Darcy nic sobie z tego nie
zrobiła. Miała to do siebie, że gdy już raz uwzięła się na jakiś na coś,
drążyła temat aż do obrzydzenia. Zawsze musiała wszystko wiedzieć, a ten temat
dręczył ją już od dłuższego czasu. Próbowała oczywiście najpierw wypytać Rose,
ale ona zbyła ją wytłumaczeniami, w które Darcy nie wierzyła.
- Bo nie umiem
– odparł Albus, lodowatym tonem.
- Bzdura.
Mając takie geny, nie można nie umieć latać.
Albus już miał coś odpowiedzieć,
ale w ostatniej chwili zrezygnował. Wstał szybko (Darcy i Rose cofnęły się
bliżej siedzenia, zadziwione taką reakcją) i burknąwszy coś na kształt „idę się
przejść”, wypadł na korytarz. Dziewczęta spojrzały po sobie zdumione.
Albus udał się na przechadzkę
wzdłuż przedziałów. Gdy dotarł do ostatniego wagonu, wszedł do końcowego
przedziału.
Rozparty na jednej z ławek
Scorpius podniósł głowę znad książki. Al opadł na siedzenie naprzeciw chłopaka
i westchnął ciężko.
- Myślałem, że
wolisz inne towarzystwo ode mnie, babski królu – zachichotał złośliwie
Scorpius.
Super blog i jedynie co moge zarzucić to za krótkie notki piszesz. Nastepnym razem maja byc tak długie by przeczytanie ich zajęło pół dnia:):
OdpowiedzUsuńHmm to dopiero wyzwanie :D Niestety muszę dzielić pisanie z tworzeniem pracy licencjackiej. Proponuję przedłużać czytanie moich opowiadań, zagryzając je jakimś ciastkiem albo popijając herbatkę ^^
UsuńTo dobra rada. Można przeczytać wszystko jeszcze raz od poczatku albo Historię Jamesa i Lily na onecie ( oczywiście w wolnym czasie, w towarzystwie ciacha i Herbaty ;))
OdpowiedzUsuńW któtym? Chyba w którym, a poza tą literówką w tytule, to wspaniały blog :D
OdpowiedzUsuńO dobrze, że ktoś zauważył :P
Usuń