Pomimo, że przez ostatnie kilka tygodni nie chciało mi się robić nic, to jednak naskrobałam coś. Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu w czasie tych wspaniałych śnieżnych wiosennych dni.
Pozdrawiam Was jajecznie i żeżuchowo :D
Wasza Astal!
-
Hej, Potter!
Albus i James poderwali głowy i
zaczęli szukać wzrokiem osoby, która wykrzykiwała ich nazwisko. Okazała się nią wysoka dziewczyna,
wyglądająca na starszą od nich. Miała długie, blond dredy, które upięła w duży
kok tuż nad karkiem i mnóstwo kolczyków nie tylko w uszach, ale i nosie oraz
brwi. Jej oczy były tak samo intensywnie zielone, jak oczy młodszego z Potterów.
-
Który Potter? – zapytał Albus, obdarzając ją
uśmiechem.
-
Ten – uściśliła, celując palcem w nos
Jamesa. – Jestem Emerald Lennox, obrońca
gryfonów. Jest przesłuchanie, wiesz?
-
Do drużyny? Przecież minęło już pół roku
szkolnego– James próbował nie okazywać entuzjazmu, jednak poczuł, że w brzuchu
wszystko mu się przewraca.
-
Kojarzysz Roberta, naszego szukającego?
Zaliczył paskudną kontuzję podczas wakacji. Myślał, że nic mu nie jest, ale
pojawiły się jakieś komplikacje i nie może grać.
-
Ale dlaczego mi to mówisz? Przecież chciałem
być ścigającym – dociekał Jim, a Albus, zachowując oczywiście kamienną twarz,
kopał go porozumiewawczo pod stołem w piszczel.
-
Pomyślałam, że chciałbyś wiedzieć – odparła
dziewczyna, po czym strzeliła balonem z gumy do żucia. – Kojarzę, że nie
dostałeś się do drużyny, ale zawsze uważałam, że ktoś o twojej budowie powinien
być szukającym. To u was tradycja, nie?
-
No… – zgodził się niechętnie James, drapiąc
się po karku. Brat wymierzył mu bolesnego kopniaka w kostkę.
-
Zapisz go na listę! – nie wytrzymał Albus w
końcu. Emerald kiwnęła głową, a mnogość jej kolczyków w uszach zadzwoniła
niczym dzwoneczki.
-
Więc do zobaczenia za dwa tygodnie! Potrenuj
trochę i staw się na boisku! – zawołała, po czym poderwała
się z miejsca i pognała do sypialni dziewcząt, wykrzykując imię kapitan drużyny.
Gdy dziewczyna zniknęła z pola
widzenia, James pozwolił sobie na szybki triumfalny taniec. Oczywiście w wersji
okrojonej i bardziej dyskretnej, gdyż znajdował się w pokoju pełnym ludzi.
Albus wyszczerzył się do brata.
-
Widzisz? – powiedział entuzjastycznie. –
Głupi ma jednak szczęście!
James prychnął i zamachnął się na
niego swoim podręcznikiem do zielarstwa. W ostatniej chwili jego rękę
powstrzymał Christopher, którym pojawił się za plecami Jamesa.
-
Jak tam kółko geniuszów? – zapytał słodko
James, a przyjaciel parsknął i przewrócił oczami.
-
To istna tortura – wyrzucił z siebie,
siadając obok na pustym fotelu i zarzucając nogi na stół. – Rozumiem, że nie
jestem najzdolniejszy w klasie, ale żeby traktować mnie, jak tamtych debili?
-
Adryk się na tobie mści, za ostatni miesiąc –
podsunął James, zabierając się do swojego wypracowania z zielarstwa. – Wie, że
specjalnie udajesz głupszego niż jesteś.
Kto prowadzi te zajęcia dodatkowe?
-
Dwie przemądrzałe siódmoklasistki z
Ravenclawu. Serio mówię, strasznie nadęte, chociaż wcale nie jakieś brzydkie.
-
Masz nauczkę, następnym razem, jak pomyślisz
zanim zaczniesz zgrywać przygłupa – ocenił Albus, nie podnosząc głowy znad
swoich notatek. Chris pokiwał smętnie i zaczął zezować na wypracowanie, które
pisał Jim.
-
Daj mi zwalić – poprosił, sięgając po
pergamin.
-
A takiego! – syknął James, odpychając go od
siebie.- Topher, kiedy ty zaczniesz się uczyć tak na serio, a nie liczyć na
fart?
-
Wtedy, mój drogi, kiedy twój młodszy brat
znajdzie sobie dziewczynę – zachichotał Chris, a Albus pokazał mu bardzo
niecenzuralny gest.
- Wyjaśnij mi
jeszcze raz, dlaczego ja to robię?
- Albus bądź
tak miły i po prostu się zamknij, okay? Ty kazałeś tej lasce mnie zapisać, więc
myślałem, że mi pomożesz.
- Mogę cię
wspierać duchowo, ale nie chcę brać udziału w twoich treningach. Dlaczego Chris
nie może ci pomóc?
- Bo nie chce
mówić mu, że znowu mam jakieś nadzieje. Poza tym wszystko było by o wiele
prostsze, gdybyś po prostu wsiadł na miotłę!
Albus westchnął i wyjął z
kieszeni piłkę golfową. Od godziny brodził w śniegu na stadionie i ciskał
piłkami w górę po to, aby James mógł potrenować. Został porwany przez brata i
siłą przyprowadzony tu. Wcale nie uśmiechało mu się, aby marznąć i do tego
słuchać złośliwości Jamesa.
- Już ci
mówiłem: nie wsiadam już na miotłę.
- Al to było
pięć lat temu!
- Złamałem
sobie nos i szczękę, kretynie! I to przez ciebie!
- To było
śmieszne.
- Och czyżby?
Mi nie było wcale do śmiechu – syknął Albus, ciskając kolejną piłkę w
powietrze. Miał nadzieję uderzyć nią Jamesa między oczy, ale spudłował. – Tak
czy inaczej, dzięki za traumę z dzieciństwa.
Jim śmignął niczym rakieta i
złapał piłkę zanim zdążyła zacząć opadać. Albus westchnął ciężko, zgarniając
kolejne piłki z ziemi.
- Mogłem teraz
być na spotkaniu klubu zaklęć – wyznał gorzko.
- Kluby są dla
frajerów! Rzucaj!
- Chciałem ci
tylko przypomnieć, że każdy musi wyrobić kilka godzin w jakimś klubie. To się
liczy później do punktów na egzaminie.
- Wiem to
doskonale – zaśmiał się Jim, łapiąc piłkę i robiąc w powietrzu beczkę. –
Dlatego ja mam zamiar zapisać się tuż przed egzaminem do kółka aktorskiego.
Jedyne, co oni robią, to śpiewają w Boże Narodzenie kolędy przed wigilią.
- A pewnie w
roku, w którym ty się do nich zapiszesz, zdecydują się wystawić szopkę. Już cię widzę w roli pastucha.
Jim przeleciał tak nisko nad
głową brata, że trącił czubkiem buta go w głowę. Albus doskonale wiedział, że
to było celowe, ale nie skomentował.
- Powinienem
się przestać z tobą zadawać – ocenił Jim, lądując obok niego.
- Nie możesz.
Wiesz, że zemszczę się opowiadając wszystkie twoje wstydliwe sekrety
dziewczynom, z którymi będziesz się umawiał.
- Tata miał
rację, jesteś czasami gorszy od Lily. Chodź do zamku, padalcu. Przyniosę ci
kakao z kuchni.
- Skoro mi nie
przywaliłeś, to znaczy, że chcesz to kontynuować, prawda?
- Dokładnie.
Jutro robimy to samo, o tej samej porze. Więc poinformuj swój klub frajerów, że
wypadasz z rozgrywek na całe dwa tygodnie!
Powlekli się do zamku, cali
przemarznięci. Tam czekała na nich Rose, która aż była czerwona z emocji,
jednakże, gdy Albus zapytał ją, co było powodem jej radości, zbyła go i zwiała
do Darcy, czekającej na przyjaciółkę przed kominkiem. Tam obie pogrążyły się w
cichej dyspucie. Albus obserwował je chwilę zafrapowany, a potem usiadł na
kanapie obok Jamesa i Chrisa.
- O za tydzień
są walentynki – poinformował Carl wszystkich siedzących koło niego.
- Ach to,
dlatego dziewczyny zachowują się, jak nienormalne – odezwał się Chris,
uderzając się w czoło pięścią.
Albus kolejny raz zerknął na Rose
i Darcy.
- J.S. –
zagadnął Carlisle.- Masz zamiar coś dać na tą okazję Amber?
- A trzeba? –
zapytał James, a reszta chłopców spojrzała na niego w niemym przerażeniu.
- Stary –
zaczął powoli Chris. – Nawet ja wiem, że trzeba. Walentynki, czaisz? W to
święto dziewczyny muszą dostać prezent. To jedyna okazja, żeby im pokazać, że
za nie lecisz.
- A urodziny?
- James, na
urodziny może każdy dać prezent. Na walentynki daje ukochany. Jesteś koszmarnie
głupi…
- Nie czepiaj
się mnie Carl! To pierwszy raz, kiedy mam okazję coś takiego zrobić!
Przynajmniej wiem wystarczająco wcześnie, aby coś wymyśleć.
- Ale musisz
się postarać – odezwał się nagle Albus, przypominając sobie coś nagle. – W
walentynki jest wypad do Hogsmeade. Jeżeli nie zwalisz Amber z nóg, ten inny
koleś może cię przebić i zabrać ją na randkę.
Złowieszczość słów brata była dla
Jamesa tak wymowna, że poderwał się nagle z kanapy i pomknął sprintem do
sypialni. Chwilę potem tak samo szybko przebiegł pokój wspólny i zniknął za obrazem.
- Gdzie on
poleciał? – zdumiał się Chris.
- Musi użyć
ostatecznej deski ratunku – zachichotał Albus, rozsiadając się wygodniej na
kanapie. – Poleciał pisać do mamy.
Walentynki zbliżały się nie
uchronnie i większość dziewczyn, zgodnie z tym jak określił to Chris, oszalało.
Albusowi wydawało się, że przywódczynią tego ruchu szaleństwa została
nieoficjalnie prefekt naczelna – Victorie Weasley. Kuzynka miała to do siebie,
że lubiła wpadać w przesadne nastroje, a że była podziwiana przez większość
przedstawicielek płci pięknej ze szkoły, to i one podążały za nią ślepo. Rose i
Darcy nie były na szczęście zarażone entuzjazmem Victorie. Dzięki temu Albus
mógł spokojnie przesiadywać w ich obecności, chociaż czasami wydawało mu się,
że obie dziewczyny chichoczą o wiele częściej niż zwykle. Albus już od
wczesnego dzieciństwa wykazywał pogardę dla różnego rodzaju świąt. Walentynki
były u niego na samym dole listy ignorowanych świąt. Z resztą, nawet nie miał
czasu myśleć o tym, co i komu miałby podarować w ten dzień, gdyż James swoją
osobą wypełniał mu doszczętnie każdą chwilę przez ostatnie dwa tygodnie. Nie
dość, że nauczyciele zasypywali ich pracą domową, to jeszcze wieczorami marznął
na stadionie, odmrażając sobie stopy i pośladki. Bardzo chciałby wierzyć, że tym
razem brat dostanie się do drużyny, ale powstrzymywał się od tego, gdyż jego
zdrowy rozsądek był o wiele silniejszy od optymizmu. Poza tym, tego Albus był
pewny, gdyby James dostał się do drużyny, to zadął by się jeszcze bardziej niż
zazwyczaj. Od wczesnego dzieciństwa Albusowi wydawało się, że jest jedyny,
który potrafi sprowadzić brata na ziemię.
- Jak idzie
trening? – usłyszał za sobą Albus damski głos. Ta dziewczyna z drużyny, która
poinformowała Jamesa o naborze, przyszła popatrzeć jak sobie radzą.
- Pomimo, że
jest bólem w tyłku, to nawet nieźle sobie radzi – poinformował ją Albus,
ciskając kolejną piłkę w Jamesa.
- Przerwa!-
zawołał Jim, podchodząc do lądowania. Zeskoczył z miotły prosto w zaspę obok
nich i spojrzał na dziewczynę. – I jak oceniasz?
- Robisz
niezłe postępy, jak na kogoś, kto tylko od półtora tygodnia uczy się na
szukającego – uśmiechnęła się i strzeliła balonem z gumy do żucia.
James zauważalnie wypiął pierś.
Albus powstrzymał się od parsknięcia śmiechem, bo brat tej piersi wcale nie miał
imponującej. W ogóle obydwaj wyglądali mało męsko, przy dziewczynie, która była
od nich wyższa.
- Szkoda, że
nie możecie iść do Hogsmeade, omówilibyśmy taktyki nad piwem jutro.
- A ty nie
masz jakiejś randki, Emerald? – zagadnął James, gdy szli we trójkę do zamku.
Dziewczyna widocznie posmutniała.
- Nie bawię
się w takie głupoty – ponuro, wbijając ręce głęboko w kieszenie. Albus, który
nadal milczał, zauważył jak grymas bólu przemknął przez buzię dziewczyny.
Jednak trwało to tylko chwilkę, po za chwilę już radośnie żuła gumę i
uśmiechała się promiennie. – Tak czy inaczej życzę ci powodzenia, Potter! Nie
poddawaj się!
Pomknęła do zamku ile sił w
swoich długachnych nogach, a James promieniał z dumy, że ktoś w niego wierzy.
- Szefie
proooosze… prooooszę…
- Brad spływaj.
- Szefie
przysięgam, że zrobię wszystko – jęczał Brad. Podążał dziś za Harrym wszędzie.
Nie dawał mu spokoju nawet w bufecie, a raz nawet próbował klęknąć przed nim i
błagać.
- Dobra! –
zawołał Harry, tracąc resztkę cierpliwości. - Dość tego, Brad. Zgadzam się, ale
ty idziesz na dwa tygodnie w teren.
- Szefie
jesteś wspaniały! Proszę robić wszystko tak, jak panu mówiłem, sir.
- Dobrze, a
teraz zmiataj do siebie. Obiecuję, że spróbuję. Nie gwarantuję żadnych efektów.
Brad był tak szczęśliwy, że w
ogóle go nie słuchał. Harry podejrzewał, że jeszcze do niego nie dotarło, iż
będzie musiał całe dnie przez dwa tygodnie spędzać w błocie i śniegu na
patrolach. Wypadł z biura szczęśliwy. Harry miał nadzieję, że już go dziś nie
zobaczy.
- Herbata,
sir? – zapytała Vasiliki, zaglądając do biura przez uchylone drzwi.
- Przydałaby
się.
Gdy dziewczyna wróciła z tacą,
Harry wyraźnie się spiął. Obiecał coś Bradowi, ale teraz jakoś nie był pewny,
czy podoła. Nigdy do końca nie opanował sztuki subtelnej rozmowy. Siedział dłuższą
chwilę, układając zdania w głowie, tak, aby brzmiały odpowiednio.
- Jutro są
walentynki – zagaił, gdy Vasiliki zajęła się zbieraniem papierów z jej biurka.
- Tak… wiem.
- Masz na
jutro jakieś plany? – zapytał Harry, siląc się na swobodny ton. Vasiliki nadal
na niego nie patrzyła, zajęta swoją pracą. – Jakaś randka? Z chłopakiem, albo…
albo z mężem?
- Nie, sir.
Nie mam ani chłopaka, ani męża – powiedziała, a potem w końcu podniosła głowę i
spojrzała na Harry’ego. Wyglądała na rozbawioną. – Sir, czy pan próbuje
„wybadać teren” dla Brada?
- Ja? Nie no
gdzie tam. Skąd taki pomysł?
- Bo
słyszałam, jak Brad rozprawiał z Marcy, że chce mnie zaprosić na randkę –
zachichotała Vasiliki. Siadła za swoim biurkiem, nie spuszczając swoich
brązowych oczu z Harry’ego. – Chce mnie pan zeswatać z Bradleyem?
- Ja was
bardzo oboje lubię…
- Sir –
przerwała mu Vasiliki, uśmiechając się łagodnie. – To bardzo miłe, co pan robi.
A i Brad wcale nie jest złym człowiekiem. Tylko, że ja już mam zajęcie, które
zajmuje mój czas po pracy. Mam młodszą siostrę. Obie jesteśmy sierotami i to ja
teraz dla niej jestem matką.
- Rozumiem.
Przepraszam.
- Nie ma za
co, sir. To nawet miłe, bo nigdy nie byłam na randce i to pierwszy raz, kiedy
ktoś mnie próbuje na jedną zaprosić, ale teraz to nie czas, żebym myślała o
sobie. Moja siostra jest najważniejsza.
- Jesteś
pewna, że chcesz przegapić taką szansę?
- Co pan przez
to rozumie?
- Oferuję się
w roli niańki. Mam dwójkę dzieci już w szkole, ale trzecie nadal plącze mi się
po domu. Twoja siostra może posiedzieć jeden wieczór z moją rodziną, a ty
pójdziesz na swoją pierwszą randkę. Co
ty na to?
Lily siedziała na schodach i
wpatrywała się intensywnie w drzwi wejściowe. Nie mogła się doczekać gości.
Dziś wieczorem miała do niej przyjść nowa koleżanka, młodsza siostrzyczka
asystentki ojca. Mama i tata wybierali się na swoją randkę, a one obie miały
zostać z babcią. Wcześniej Lily wypytała matkę o kraj, z którego dziewczyna
pochodziła i nawet obejrzała mapę.
- Ja nie
rozumiem, dlaczego nie mogę zostać z Teddym? – odezwała się Lily. Ginny
siedząca przy stole w kuchni, westchnęła. Córka wróciła do ich kłótni sprzed
godziny.
- Kochanie,
Teddy ma dziś randkę z Victorie w Hogsmeade. Wiem, że lubisz, kiedy to on jest
twoją nianią, ale dziś zajmuje się wami babcia.
Dzwonek zadzwonił. Lily otworzyła
drzwi i ujrzała na progu dwie osoby – wysoką, ciemnowłosą czarownicę i niziutką
dziewczynkę o jasnych blond włosach i wielkich niebieskich oczach.
- Ty jesteś
Lily, prawda? – zapytała czarownica, uśmiechając się trochę nerwowo.
- Dobry
wieczór – powiedziała Lily, dygnąwszy. – Tak, to ja, proszę pani. Tatuś
powiedział, że będę się dzisiaj bawić z pani siostrą.
- Mmmm… -
Vasiliki zawahała się, zerkając nerwowo na siostrę. Za plecami Lily pojawili się jej rodzice. –
To jest Mneme – przedstawiła dziewczynkę. – Jest moją młodszą siostrą. Jeszcze nie
zna dobrze angielskiego, ale dużo rozumie. Nie mów szybko, dobrze?
- Cześć,
jestem Lily – oświadczyła mała Potterówna, wyciągając rękę do drugiej
dziewczynki. Uścisnęła ją nieśmiało. – Chodź pokażę ci mój pokój i lalki.
Biorąc się za ręce pobiegły na
górę. Vasiliki patrzyła za nimi chwilkę, jakby zastanawiając się czy to dobry
pomysł, żeby zostawiać tu siostrę.
- Nic się nie
przejmuj – odezwała się Ginny, poklepując dziewczynę po ramieniu. – Ten dom
jest jednym z lepiej strzeżonych domów z całej Anglii. Możesz spokojnie iść na
swoją randkę.
Vasiliki zmieszała się, nerwowo
poprawiając włosy. Widać było, że poświęciła dużo czasu. Harry, chociaż nie
znał się na kobiecych sprawach jak makijaż i ubrania, dokładnie mógł zauważyć
różnicę między Vas tą z pracy a tą teraz.
- Wszystko będzie
dobrze – zapewnił ją Harry, a ona uśmiechnęła się blado. – Brad nawet nie wie,
jakim jest szczęściarzem, wiesz?
Vasiliki uśmiechnęła się
zawadiacko, przyglądając się bardziej swoim wspomnieniom, niż stojącym przed
nią Harry’emu i Ginny.
- Taaaak…
Chyba tak, sir.
Nareszcie notka:) Tylko mam takie małe "ale": dlaczego harry tak bardzo nie kocha swych dzieci?:) A to mowi na lily plącze sie w domu i inne takie hasełka:) troche miłośco:P a masz zamiar jakies dramatyczne akcje wprowadzic np lily znika i kazdy mysli ze porwana, james zacznie interesowac sie czarna magia i przejdzie na złą strone mocy albo jakas przepowiednia bedzie dotyczyla lily (lubie ją):D:D:D
OdpowiedzUsuńNo przecież on je kocha. Gdyby nie kochał takich diabłów, to już by dawno je podusił :D
UsuńA co do akcji, to nie mogę przecież powiedzieć, prawda? Mam zamiar, ale zdradzać nie będę, bo nie lubię psuć niespodzianek.
Wiele lat temu czytałam twoje genialne opowiadanie o Lily i Jamesie. I miałam mały dołek jak postanowiłaś je zakończyć:( więc bardzo się ucieszyłam jak jakiś czas temu odkryłam, że znów wróciłaś do HP. Jednak... Brakuje mi czegoś w tym opowiadaniu. Dalej masz świetne pomysły oraz bardzo przyjemny styl pisania. Ale brakuje mi takiego ciepła jakie biło z tamtej historii. Takiej atmosfery Hogwartu, przyjaźni między głównymi bohaterami. Mam nadzieję, że w miarę czytania to powróci. Dlatego będę z utęsknieniem wypatrywać kolejnych notek zamiast pilnie uczyć się do matury.
OdpowiedzUsuńMP
Hmmm mam wrażenie, że po prostu brakuje Ci tamtej historii. Może była lepsza, a może po prostu się przyzwyczailiśmy do niej za bardzo? Daj tej szansę. Dopiero się rozkręcam :) Tu z góry nie mam powiedziane, że wszystkie postacie padną trupem, więc myślę, że jeszcze wszystko co dobre przed nami.
Usuńa kiedy sie zacznie jaskas akcja?:) bo za słodko tu jest...bedzie to cos zwiazane z dziecmi harrego? pisz szybciutko!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuń