poniedziałek, 27 października 2014

Bonus jesienny

No i jest bonus! Yay cieszmy się, że napisałam bonus, ale za to zginę marnie, bo nie poprawiłam pierwszego rozdziału magisterki. Oby promotor mnie nie zabił. 
Co Wy na taki bonus? 
Pozdrawiam, 
Wasza Astal

Dookoła było cicho. Gęsta, ciepła i uspokajająca cisza.
Peter wiedział, że umarł. Być może to zdarzyło się przed chwilą, a może całe setki lat temu. Tak czy inaczej, wiedział, że jest gdzieś indziej. Gdzieś, gdzie nareszcie może przestać się bać. W końcu nic gorszego niż śmierć nie mogło mu się przytrafić, a to miał już za sobą.
Słyszał nad sobą szepty, ale nie rozróżniał poszczególnych słów. W końcu, jeden szczególnie znajomy mu głos przebił się spomiędzy pozostałych.
-        Glizdogonie, będziesz tak leżał cały czas?
Peter otworzył oczy. Dookoła było biało. Z dołu i z góry sączyło się lekko złote, ciepłe światło. Usiadł i zorientował się, że stoi przed nim Syriusz Black.
-        A więc dostałeś to, co ci się należało. Ktoś wreszcie cię ubił – powiedział Syriusz, uśmiechając się drwiąco. Wyglądał inaczej, młodziej. Był pogodny, tak jak w szkole, kiedy zdawało się, że wszystko go bawiło. Miał na sobie skórzaną kurtkę, poprzecierane spodnie i wysokie motocyklowe buty. Każdy element jego odzieży był śnieżno biały.
-        Łapo… ty… - wybełkotał Peter, podnosząc się i siadając. Zorientował się, że on też był ubrany na biało. – Co to za miejsce?
-        Tutaj się czeka – odparł Syriusz, wkładając ręce w kieszenie i rozglądając się dookoła. – Nie sądziłem, że cię tu spotkam. Okazuje się, że musiałeś zrobić w ostatnim odruchu coś dobrego, że dostałeś chwilę tu, co nie?
-        Harry… - wyszeptał Peter. – Harry jest w niebezpieczeństwie… Ja nie mogłem go zabić…
Zakrztusił się nagle, bo ktoś dopadł do niego, łapiąc za gardło.
-        Jamesie Potter puszczaj mnie w tej chwili! Nie masz prawa mnie powstrzymywać – wrzasnął damski głos, a całe pole widzenia Petera zostało przesłonięte rudymi włosami. – Zabiję tego szczura!
Przed nim stała Lily Potter, taka jaką ją zapamiętał. Młoda, śliczna, ale i absolutnie wściekła. Oczy miała pełne łez, a na policzkach czerwone wypieki.
-        Ty wstrętny gadzie – wycedziła, szarpiąc Petera za ramiona. – Czy ty wiesz coś ty narobił?
-        Lily ja… ja nie…
-        Zdajesz sobie sprawę, co zrobiłeś?! Zabrałeś mnie od mojego dziecka! – wrzasnęła Lily, opadając na kolana i łkając. Teraz dopiero Peter zobaczył Jamesa, który stał za żoną. – Zniszczyłeś mu życie…
James spojrzał na Glizdogona ze smutkiem. Ujął Lily pod ramiona i odciągnął ją do Syriusza. Peter chciał coś powiedzieć, ale słowa nie wychodziły z jego ust. Otwierał je i zamykał, niczym ryba wyjęta z wody.
-        Zabiłabym cię, gdyby tylko dało się to zrobić drugi raz – powiedziała z mocą Lily, ocierając łzy z policzków. – Nie widziałam, jak dorasta. Nie mogłam go uczyć czytać i pisać… Nie odprowadziłam go na Kings Cross!
James wyminął żonę i zbliżył się do Petera. Kucnął przed nim i uśmiechnął się łagodnie.
-        Cześć, stary – powiedział wesoło, kładąc Peterowi rękę na ramieniu i ściskając lekko. – Dawno się nie widzieliśmy, co nie Glizdek?  
Miał taką młodą, gładką twarz chłopca. Zastygł w czasie na siedemnaście lat. Peter przyłapał się na tym, że zastanawia się, jak Jim wyglądałby, jako jego rówieśnik – ze zmarszczkami, siwymi włosami…
-        Nie bój się, Peter. Przecież teraz nic, nikt ci nie zrobi.
-        Jim, ja…
-        Peter powiedz mi jedną rzecz – dlaczego?
Peter zawahał się, wpatrując się w przyjaciela.
-        Nie wierzyłeś w nas prawda? – dociekał Jim, marszcząc delikatnie brwi. – Bałeś się, że przegramy?
Ponad ramieniem Jamesa widział Lily, łkającą w pierś Syriusza. Black otoczył ją ramieniem i poklepywał uspokajająco po plecach.
-        Jak miałem wierzyć, James? – wychrypiał nagle Glizdogon, sam siebie zaskakując swoją odwagą. – Z dnia na dzień ginęli ludzie. Lepsi ode mnie, odważniejsi. Jak miałem wierzyć, że ja przeżyję, że którekolwiek z nas przeżyje? James ja miałem matkę na utrzymaniu. Co by się z nią stało, gdybym padł gdzieś martwy na jakiejś misji?!
-        Dlatego wybrałeś ich, prawda? Bo byli silniejsi.
-        Bałem się, Jim…
-        Wszyscy się baliśmy! – warknął niespodziewanie Syriusz, mocniej przyciskając głowę Lily do swojej piersi i patrząc na Petera z odrazą. – Dlatego walczyliśmy, dlatego chcieliśmy to skończyć… Żeby przestać wreszcie się bać!
James wstał i otrzepał spodnie. Uśmiech zniknął momentalnie z jego twarzy. Teraz wyrażała ona absolutne obrzydzenie.
-        Mam nadzieję, że tam gdzie idziesz, ktoś weźmie pod uwagę to, że ci wybaczam Peter – powiedział, robiąc krok w tył.
-        Co? Gdzie idę? James?
Syriusz i Lily stanęli po obu bokach Jima. Patrzyli nieruchomo na byłego przyjaciela. Policzki Lily wyschły już z łez. Syriusz natomiast uśmiechał się szeroko, ale było coś złego w tym uśmiechu, coś niebezpiecznego. James nachylił się nad Peterem i położył mu ponownie rękę na ramieniu.

-        Do piekła. 

8 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Straszy - przerażający, czy straszny - beznadziejny? :P

      Usuń
  2. przerażająco prawdziwy

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzień dobry Astal! Przywędrowałam z twojego bloga o Huncwotach w którym się zakochałam i przybyłam czytać opowieść o nowej generacji! ;D
    Ta miniaturka jest... Hmm... Bardzo... złowieszcza i niestety prawdziwa ;-;
    Nigdy nie lubiłam Petera. W swoim opowiadaniu staram się,żeby było go jak najmniej,żebym nie musiała robić mu nic złego. Jednak... Wystarczyłaby... jedna minuta...jedna inaczej podjęta decyzja i byłoby wszystko dobrze. Harry miałby rodziców,a Lily I James dożyliby spokojnej starości,ale... Przykro mi Glizdku. Stałeś się tchórzem. Przestałeś walczyć. Zasłużyłeś na to.
    Ale,ale nie rozpisałam się zbytnio?
    Masz talent Astal i mam nadzieję,że zobaczę jeszcze dużo twoich ff! :D
    W tym momencie zazwyczaj zapraszam wszystkich na swojego bloga,ale... To ty zdecyduj czy chcesz tam wchodzić.
    Assarii
    Ps.Mam nadzieję,że promotor cię nie zabił :3

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej, Astal :) Nie czytałam jeszcze opowiadania na tym blogu, ale pamiętam jak wieeeeeki temu byłam czytelniczką Twojego poprzedniego z FF o Lily Evans. Miałam wtedy chyba 13 lat :D Boże, ile to lat temu było. Całkiem niedawno przypomniałam sobie o nim i się szczerze mówiąc zdziwiłam, że blog nadal istnieje, wielu z tamtego okresu już nie ma. A jeszcze bardziej jestem zdziwiona i pozytywnie zaskoczona, że nadal piszesz! Zawsze byłam strasznie ciekawa z jakiego rocznika jesteś, zdradzisz mi może? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to nie żadna tajemnica, chociaż podobno kobieta nie powinna zdradzać swojego wieku. Urodziłam się ostatniego dnia lat 80tych, czyli 1989 roku. Jednak do szkoły chodziłam z rocznikiem 1990. Byłam bardzo mała, nikt nie zauważył :D

      Usuń
  5. Wspaniała notka ;o
    Fajnie było poczytać znowu Lily i Jamesie, tutaj nawet jeśli to jedna notka ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Astalko, a może prezent na święta i nowa notka? :D Ja już czekam i czekam, codziennie sprawdzam ;)

    OdpowiedzUsuń